No więc tak to jest jak się używa mało znany serwer do blogowania. Pewnego pięknego dnia w zeszłym tygodniu chcę umieścić nowego posta, i okazuje się że cała witryna bloguj.eu jest zablokowana. Ja co prawda miałam bloga za darmo, ale ktokolwiek był odpowiedzialny za opłacanie domeny nawalił i na tym się skończyło. Dobrze, że od pażdziernika zachowywałam kopię mojej pisaniny na twardym dysku...tak na wszelki wypadek. Przepadły mi tylko dwa miesiące błogowania...może 3 a może 4 posty. Tak więc nie jest najgorzej.
Tak więc muszę jeszcze raz przyznać kredyt Thernity, bez której pewnie tego mojego bloga by nie było. Zawsze tak sobie obiecałam, że zacznę pisać i nigdy nic z tego nie wyszło, aż do sierpnia ponad rok temu, kiedy Thernity przyjechała na wakacje do Stanów, i podczas wizyty u mnie (świadomie, bądź nie) zmobilizowała mnie do postowania.
Narazie tylko tyle będzie tym razem. Zajęło mi trochę czasu umieszczenie tego wszystkiego na nowym serwerze i muszę uciekać do nauki! W każdym razie dwie tury egzaminów już za mną i wszystkie do przodu...
"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)
wtorek, 18 września 2007
piątek, 7 września 2007
Kolej na Chicago
Tak zerknelam dzisiaj na mojego bloga i zdalam sobie sprawe ze obiecalam zdjecia z Chicago, a w dwa miesiace po powrocie nie zamiescilam ani jednego. Zaraz to nadrobie!
Nie bez powodu nazywaja Chicago ‘Wind City’. Prosze zobaczyc!

Miasto bardzo mi sie spodobalo. Przede wszystkim dlatego ze bylo czyste i zadbane.

I nie takie oszalamiajace jak Nowy Jork.

Bylam na szczycie Sears Towers – najwyzszego obecnie budynku w Stanach, ale wrazenie nie bylo nie wiadomo jak ‘dech w piersiach zapierajace’. Przede wszystkim dlatego ze bylam kiedys na Twin Towers (World Trade Center), ktore przeciez byly wyzsze...a pozniej kilka razy na Empire State Building, ktory tylko troche ustepuje wysokoscia. Widok ladny, ale sama wysokosc juz nie robi takiego wrazenia! No i mogliby umyc okna, bo dobrych zdjec przez te brudne szyby nie bylo jak zrobic!

Podobno Chicago to jedno z niewielu miast, ktore bylo zaplanowane zanim je zbudowano. Jazda samochodem po centrum pelnym trzy-poziomowych ulic graniczy niemal z cudem. Pod wzgledem architektonicznym miasto jest perelka nowoczesnosci. I naprawde bardzo ladnie te budynki sie ze soba kompnuja.

Jeden z niewielu starych budynkow, ktore przetrwaly pozar w 1871 rok to Chicago Water Tower!

Najbardziej podobala mi sie wycieczka statkiem po rzecze Chicago. Pieknie to wszystko wygladalo z wody. Nie wiem ile to miasto ma mostow, ale wiem ze samych ruchomych/ zwodzonych jest 52!!! Moznaby powiedziec ze unowoczesniona kopia Wenecji.


Wyglada na to ze polska czcionka z mojego komputera zniknela zagadkowo. Niby ze jest, ale jakos jej nie mozna uruchomic. Mike znalazl na moim dysku robala (‘worm’), wojowal z nim pare ladnych godzin, pousuwal wszystkie podejrzane pliki, scan nie znalazl juz zadnych wirusow, niby ze maszyna chodzi szybciej i sprawniej, a polskich literek jak nie bylo, tak nie ma. W miare mozliwosci bede korzystala z jego komputera, a tym czasem trzeba sie obyc bez ogonkow i kreseczek.
Nie bez powodu nazywaja Chicago ‘Wind City’. Prosze zobaczyc!
Miasto bardzo mi sie spodobalo. Przede wszystkim dlatego ze bylo czyste i zadbane.
I nie takie oszalamiajace jak Nowy Jork.
Bylam na szczycie Sears Towers – najwyzszego obecnie budynku w Stanach, ale wrazenie nie bylo nie wiadomo jak ‘dech w piersiach zapierajace’. Przede wszystkim dlatego ze bylam kiedys na Twin Towers (World Trade Center), ktore przeciez byly wyzsze...a pozniej kilka razy na Empire State Building, ktory tylko troche ustepuje wysokoscia. Widok ladny, ale sama wysokosc juz nie robi takiego wrazenia! No i mogliby umyc okna, bo dobrych zdjec przez te brudne szyby nie bylo jak zrobic!
Podobno Chicago to jedno z niewielu miast, ktore bylo zaplanowane zanim je zbudowano. Jazda samochodem po centrum pelnym trzy-poziomowych ulic graniczy niemal z cudem. Pod wzgledem architektonicznym miasto jest perelka nowoczesnosci. I naprawde bardzo ladnie te budynki sie ze soba kompnuja.
Jeden z niewielu starych budynkow, ktore przetrwaly pozar w 1871 rok to Chicago Water Tower!
Najbardziej podobala mi sie wycieczka statkiem po rzecze Chicago. Pieknie to wszystko wygladalo z wody. Nie wiem ile to miasto ma mostow, ale wiem ze samych ruchomych/ zwodzonych jest 52!!! Moznaby powiedziec ze unowoczesniona kopia Wenecji.
Wyglada na to ze polska czcionka z mojego komputera zniknela zagadkowo. Niby ze jest, ale jakos jej nie mozna uruchomic. Mike znalazl na moim dysku robala (‘worm’), wojowal z nim pare ladnych godzin, pousuwal wszystkie podejrzane pliki, scan nie znalazl juz zadnych wirusow, niby ze maszyna chodzi szybciej i sprawniej, a polskich literek jak nie bylo, tak nie ma. W miare mozliwosci bede korzystala z jego komputera, a tym czasem trzeba sie obyc bez ogonkow i kreseczek.
środa, 5 września 2007
W koncu o Vegas
Zabralam sie wreszcie do napisania o naszych wakacjach. Niestety moj Word sie zbuntowal i nie mam dzisiaj polskiej trzcionki, wiec prosze o wyrozumialosc (przysiegam ze to juz moj ostatni PC, nastepnym razem kupuje Apple).
Urop w tym roku udal sie wyjatkowo! Jeszcze chyba w zadnym innym miescie nie widzialam tyle przepychu co w Las Vegas. Dobrze ze nie kazdy wygrywa w kasynie tak jak ja, bo chyba nie byloby wtedy powodow do zachwytu (glownie dobrze mi szlo w ruletke, ale w pokera tez troche wygralam. Mikowi na poczatku nie szlo zbyt dobrze i skutecznie przegrywal to co ja ‘zarobilam’ ale ostatniego dnia sie wykupil i odegral sie w pokera).

Mieszkalismy w MGM Grand, ktory naprawde jest ogromny. Ponad 5000 pokoi, wielkie kasyno, trzy teatry, restauracji i sklepow nawet nie wiem ile. Nawet maja tam ‘Lion Habitat’, wiec moglam napatrzec sie na lwy do woli.

Poza tym nie trzeba jechac do Europy zeby zobaczyc Nike z Samotraki. Wierna replika stoi przed Caesar’s Palace.

Przed hotelem Paris Wieza Eiffla tylko 2/3 raza mniejsza od oryginalu.

Hotel Venetian oferuje romantyczne przejazdzki gondola, a przewoznicy spiewaja prawdziwe operowe arie.

Jesli kogos nie iteresuja europejskie atrakcje, hotel Luxor wyglada jak Egipska Piramida, a na warcie stoi Sfinks.

Kasyno i Hotel Nowy Jork Nowy Jork sklada sie z kilku budynkow przypominajacych do zludzenia origynaly z Manhatanu; nie zabraklo rowniez Statuly Wolnosci oraz mostu brooklinskiego.

Wszystko jest tam ogromne, lacznie z drinkami w ‘prawie metrowych’ kubkach!

Wielki Kanion, o ktorym marzylam cale zycie, okazal sie nie taki wcale wielki – chociaz niewatpliwie warty zobaczenia. Troche trudno bylo zrobic dobre zdjecia przy poziomie naslonecznienia.

Natomiast Dolina Smierci przerosla moje wszelkie oczekiwania i niewatpliwie nalezy do jednych z najpiekniejszych miejsc w ktorych bylam.

Moze dlatego wydala mi sie taka piekna, bo nie mialam zadnych wielkich oczekiwan. Nikt nie reklamuje Death Valley tak jak Wielkiego Kanionu. Widoki byly pierwszorzedne; rowniny, pagorki, gory i doliny.

Sucho niesamowicie, i cale polacie soli
...PRAWDZIWEJ SOLI.

Putynia zachwycila mnie niesamowicie. Napelnila mnie takim podziwem, wielkoscia, lekiem i pokora jak zazwyczaj budzily we mnie Tatry! Definitywnie wroce tam kiedys zeby glebiej poznac wszystkie zakamarki, a nie tylko glowne punkty turystyczne. Definitywnie jednak nie bedzie to w sierpniu! Takie temperatury naprawde zwalaja z nog!!!
Urop w tym roku udal sie wyjatkowo! Jeszcze chyba w zadnym innym miescie nie widzialam tyle przepychu co w Las Vegas. Dobrze ze nie kazdy wygrywa w kasynie tak jak ja, bo chyba nie byloby wtedy powodow do zachwytu (glownie dobrze mi szlo w ruletke, ale w pokera tez troche wygralam. Mikowi na poczatku nie szlo zbyt dobrze i skutecznie przegrywal to co ja ‘zarobilam’ ale ostatniego dnia sie wykupil i odegral sie w pokera).
Mieszkalismy w MGM Grand, ktory naprawde jest ogromny. Ponad 5000 pokoi, wielkie kasyno, trzy teatry, restauracji i sklepow nawet nie wiem ile. Nawet maja tam ‘Lion Habitat’, wiec moglam napatrzec sie na lwy do woli.
Poza tym nie trzeba jechac do Europy zeby zobaczyc Nike z Samotraki. Wierna replika stoi przed Caesar’s Palace.
Przed hotelem Paris Wieza Eiffla tylko 2/3 raza mniejsza od oryginalu.
Hotel Venetian oferuje romantyczne przejazdzki gondola, a przewoznicy spiewaja prawdziwe operowe arie.
Jesli kogos nie iteresuja europejskie atrakcje, hotel Luxor wyglada jak Egipska Piramida, a na warcie stoi Sfinks.
Kasyno i Hotel Nowy Jork Nowy Jork sklada sie z kilku budynkow przypominajacych do zludzenia origynaly z Manhatanu; nie zabraklo rowniez Statuly Wolnosci oraz mostu brooklinskiego.
Wszystko jest tam ogromne, lacznie z drinkami w ‘prawie metrowych’ kubkach!
Wielki Kanion, o ktorym marzylam cale zycie, okazal sie nie taki wcale wielki – chociaz niewatpliwie warty zobaczenia. Troche trudno bylo zrobic dobre zdjecia przy poziomie naslonecznienia.
Natomiast Dolina Smierci przerosla moje wszelkie oczekiwania i niewatpliwie nalezy do jednych z najpiekniejszych miejsc w ktorych bylam.
Moze dlatego wydala mi sie taka piekna, bo nie mialam zadnych wielkich oczekiwan. Nikt nie reklamuje Death Valley tak jak Wielkiego Kanionu. Widoki byly pierwszorzedne; rowniny, pagorki, gory i doliny.
Sucho niesamowicie, i cale polacie soli
...PRAWDZIWEJ SOLI.
Putynia zachwycila mnie niesamowicie. Napelnila mnie takim podziwem, wielkoscia, lekiem i pokora jak zazwyczaj budzily we mnie Tatry! Definitywnie wroce tam kiedys zeby glebiej poznac wszystkie zakamarki, a nie tylko glowne punkty turystyczne. Definitywnie jednak nie bedzie to w sierpniu! Takie temperatury naprawde zwalaja z nog!!!
czwartek, 16 sierpnia 2007
Naprawdę będę lekarzem!!!
Jakoś wcale nie czułam się jak w szkole medycznej przez pierwsze dni tej ‘Orientation’. Nowi ludzie, nowe miejsca, ale jakoś tak nie docierało to do mnie jeszcze. Mała zmiana nastąpiła już wczoraj. Z samego rana rozdawali nam notatki/ skrypty do pierwszego bloku w czasie którego będziemy mieli 3 przedmioty! Wyobraźcie sobie moje zdumienie, kiedy odebrałam ponad półmetrowy i ponad 4 kilogramowy stos 1400 !!! stron suchej wiedzy!
Później mieliśmy wykład na temat profesjonalizmu w medycnie. Zanim rozpoczęliśmy dyskusję obejrzeliśmy krótki film dokumentalny; w tym filmie ojciec który stracił małego synka w wyniku błędu w sztuce lekarskiej przemawiał do lekarzy z tego ‘feralnego’ szpitala. Duże audytorium, przyciemnione światła, przed nami tylko ogromny ekran i ten zdesperowany człowiek przemawia do nas w drugiej osobie! Naprawdę czułam się jakby każde słowo było skierowane właśnie do mnie!
Dzisiaj jednak rzeczywistość szkoły medycznej dotarła do mnie jeszcze bardziej wybitnie. Właśnie dzisiaj odbywała się uroczysta inauguracja, tzw: White Coat Ceremony, na której zostały nam wręczone białe fartuchy lekarskie. Nie przypuszczałam że będzie to wyniosłe wydarzenie. Spotkała mnie jednak miła i niezwykle emocjonalna niespodzianka. Jako że program naszej szkoły został w ostatnich latach zmodyfikowany tak żebyśmy jak najwcześniej stykali się z klinicznym aspektem medycyny, zaczniemy widywać pacjętów już w przyszłym miesiącu. W związku z tym będą nas obowiązywały te same standardy i zasady co każdego lekarza. Dlatego też, ku naszemu zaskoczeniu, tuz po odebraniu fartuchów, składaliśmy przysięgę Hipokratesa! I naprawdę uświadomiłam sobie że to naprawdę się dzieje, że jestem w szkole medcznej, że kiedyś będę lekarzem, i że spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność (na którą nie byłam gotowa aż do momentu odebrania dyplomu).
poniedziałek, 13 sierpnia 2007
6 rocznica
Dzisiaj mija 6 lat od mojego przylotu do Stanów. Nigdy bym wtedy nie pomyślała że tak to wszystko się ułoży. Przyleciałam z zamiarem oderwania się na rok od polskiej rzeczywistości, podszlifowania języka, zobaczenia kawałka świata...ale absolutnie nie miałam zamiaru zostawać. Ale jak to w życiu bywa...niespodzianki na każdym kroku i o zaplanowaniu wszystkich punktów programu nie ma mowy.Tak więc w szóstą rocznicę przybycia do Ameryki mija tydzień od kiedy przeprowadziłam się do mojego pierwszego domu (który formalnie przez następne 30 lat nie będzie naszą tylko bankową własnością). Również dzisiaj, w szóstą rocznię początku nowego etapu w życiu, rozpoczynam kolejny rodział życia – pierwszy dzień szkoły medycznej! Narazie jest miło i bezstresowo! Cały pierwszy tydzień to spotkania wprowadzające, zapoznawcze, socjalizujące etc. Pełną parą zacznie się dopiero za tydzień. Uciekam teraz spać, a następnym razem będzie wiecej o wakacjach w Vegas i o przeprowadzce.
niedziela, 22 lipca 2007
Pakowanie...
Zadziwiające ile rzeczy można upchnąć w 3-4 pokojowym mieszkaniu. Od kilku dni stopniowo pakujemy nasze rupiecie. Zaczęliśmy od tych najmniej używanych – stare gry, Mika zabawki z dzieciństwa, moje królestwo książkowe! Niewiarygodne, że podczas moich 6 lat w Stanach nagromadziłam więcej książek niż w ciągu 22 lat w Polsce (niestety książki z dzieciństwa nie dotrwały do mojej dorosłości, bo wtedy chyba inaczej by to porównanie wyglądało). Pakując przeglądałam moje stare pamiątki, zdjęcia, listy...znalazły się też listy miłosne z epoki ‘przed-Mikowej’ – niektóre śmiało możnaby zaliczyć do gatunku erotyki. Tak więc w czasie tej nieunknionej żmudnej pakowaniny bywają i miło zaskakujące i sentymentalne momenty. W przerwach zaczytuję się najnowszą (szkoda że ostatnia już) ksiązką o Harrym Poterze!
sobota, 7 lipca 2007
Oczekiwanie na wakacje
W sumie to mogłam o tym napisać w poprzednim poście, ale lepiej się pisze (i czyta) te krótsze! Tyle się ostatnio dzieje i będzie działo w najbliższych tygodniach, że tym bardziej nie mogę doczekać się naszych wakacji! Z kupnem domu, który bardzo nas cieszy, ale również odbije się na naszych wydatkach i rozrzutnym do tej pory stylu życia...kto wie kiedy nasz następny urlop z prawdziwego zdarzenia nastąpi! Wakacje w tym roku w...VEGAS! Żadne z nas jeszcze nie było, a oboje bardzo chcieliśmy. Zaplanowaliśmy ten wyjazd jeszcze zanim wiedzieliśmy że dostanę się do VCU i że będziemy się przeprowadzać. W związku z tym wylatujemy dzień po odebraniu kluczy do nowego domu (albo raczej - odbieramy klucze dzień przed wylotem na wakacje), a zaraz po powrocie będzie przeprowadzka. Cieszę się tym naszym urlopem. W pelni na niego zaslużyliśmy – Mike swoimi sukcesami w pracy, ja skończyłam jedne studia, dostałam się na drugie, no i przede wszystkim w końcu dorobiliśmy się naszego pierwszego, wspólnego, własnego gniazdka! Pewnie trzeba będzie być mniej rorzutnym na wakacjach niże to planowaliśmy robiąc rezerwacje, ale absolutnie nam to nie przeszkadza. Na pewno zobaczymy jedną produkcję broadwayowską, i na pewno pojedziemy do Grand Canyonu, który od zawsze był jednym z najbardziej (jeśli nie najbardziej) upragnionych miejsc w Ameryce na mojej liście do zobaczenia! Tymczasem przede mną jeszcze dwa i pół tygodnia pracy. Mój ostatni dzień to 25 lipca, a póżniej to już będzie z górki do naszego zupełnie nowego życia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)