"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

środa, 27 lutego 2008

No i po bólu

No więc w niecałe dwa miesiące po mojej pierwszej (bardzo długo odkładanej) po latach wizycie u dentysty, mam naprawione wszystkie zęby! Było ich aż sześć, ale bólu nie za wiele! Tak więc wydaje mi się że przynajmniej narazie wyzbyłam się mojego irracjonalnego strachu przed stomatologiem. Jeszcze za miesiąc idę na czyszczenie, a później będę miała spokój na pół roku.

Powoli już chyba zbliża się wiosna…choć prawdziwej zimy to w tym roku nie uświadczyliśmy! Dni robią się coraz dłuższe, chociaż ostatnie pranki były niezwykle mroźne. Poniżej dwie fotki zrobione na polu za domem: nasza Shiva w kubraczku odziedziczonym po Russi, i kardynały ucztujące w karminku...


wtorek, 26 lutego 2008

Urodziny babci…

Miałam pisać częściej, a tu prawie cały miesiąc minął od mojego ostatniego postu. Ale tym razem to nie z lenistwa, tylko naprawdę nie ma o czym pisać; nic a nic się nie dzieje.

Dzisiaj są mojej babci urodziny, no przypomniała mi się pewna historia z tym związana.
Otóż babcia urodziła się w środę popielcową. Kiedy babci mama (a moja prababcia) dożyła sędziwego wieku i nie kojarzyła już najszybciej, co roku składała babci życzenia urodzinowe w popielec, a nie 26 lutego. Jak prababci zabrakło, to my – wnuczki przejeliśmy tę ‚tradycję‘ – trochę dla żartu, trochę z sentymentu.
W tym roku popielec był tak wcześnie, że zupełnie zapomniałam o telefonie do babci. Jak mi się przypomniało to było już po, wiec przy okazji wysyłania życzeń na prawdziwe urodziny, przeprosiłam babcię za moja ‚popielcową gafę‘ i niezadzwonienie. No i muszę wam powiedzieć, że moja rodzina czasem chyba myśli że jestem niespełna rozumu… pomimo faktu że jakimś cudem, udało mi się dojść do czegoś w życiu… no i może nawet zostanę lekarzem ;). Jak tylko list urodzinowy doszedł do babci, cocia która mieszka z babcia, napisała do mnie e-maila że babcia dziekuje za pamięć; no i dodała od siebie że nie zapomniałam o babci urodzinach, bo przecież w tym roku nie wypadały w popielec… no i cały wywód na temat kalendarza, i jak to popielec jest świętem ruchomym, i akurat w 1936 roku jak babcia się urodziła wypadł 26 lutego, ale w tym roku wyszło inaczej…

No a skoro już przy kalendarzu to… dzisiaj zrobiłam sobie ‚więzienny kaledarz‘ na którym będę odliczała dni do mojego wyjazdu do domu! Bilety zakupione na 1 czerwca… tak więc do mojego wylotu zostało 96 dni! To już całkiem niedłuo… przeważnie moje odliczanie zacznało się od trzycyfrowych numerów ;).

środa, 6 lutego 2008

Popielec bez popiołu

Dziwna sprawa! Poszłam do kościoła i nie było popiołu. Liturgia była ze środy popielcowej, ale popiołu nie było. I tak sobie myślę, czy to tylko w tym kościele tak robią, albo czy to tylko o tej godzinie co ja byłam tak wyszło, czy może ‚ktoś zmienił przepisy gdzieś wyżej‘.

Również dzisiaj byłam u dentysty – kolejne trzy zęby naprawione… i tym razem obyło się bez środków uspakajających. Nie było miło, ale muszę przyznać że dentysta wziął sobie do serca moją strachliwość, bo obchodzi się ze mną jak z jajakie i naprawdę nie bolało. Tak więc popiołu nie było, ale wizyta u dentysty chyba kwalifikuje się jako ‚popielcowa pokuta‘ ☺.

Przez ostatnie dwa dni było u nas ponad 20 stopni! Dokładnie rok temu o tej porze byłam na rozmowie kwalifikacyjnej w mojej szkole i… padał śnieg! Chyba naprawde zbliża się koniec świata, bo taka pogoda jest niezwykle ‚niesezonowa‘ nawet w Virginii.