"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

niedziela, 23 maja 2010

Każdy ma w domu taką rzecz, albo nawet kilka, która już ledwo zipie, ale jakoś nigdy nie ma czasu na wymianę; albo się o niej zapomina, albo są inne wydatki bardziej niecierpiące zwłoki. W naszym przypadku to był budzik – choć z tradycyjnym budzikiem to miał niewiele wspólnego. No ale od początku.

Kiedy po raz pierwszy zamieszkałam z Mikiem, musiałam się rozstać z moim tradycyjnym nakręcanym budzikiem, bo był dla niego za głośny. Zaczeliśmy więc używać jego już wysłużonego radia-budzika. Nie był taki najgorszy, poza kilkoma wyjątkami:
1) Radio było analogowe, i nawet kiedy po długich próbach udało nam się „wycelować“ jakąś normalną stację, to co kilka dni i tak budziliśmy się przy śpiewie gregoriańskim, meksykańskich wiadomościach, bądź absolutnie nie dającym się słuchać kanale country music.
2) Raz na jakiś czas nie budziliśmy się w ogóle, bądź jak to się mówi „musztarda po obiedzie“, bo albo któreś z nas nastawiło budzik na „PM“ zamiast „AM“, albo w nocy był chwilowo ocięty prąd i budzik się restartował.
3) Jako że ja zazwyczaj wstaję pierwsza, zawsze musiałam pytać półprzytomnego, zaspanego Mika na którą jemu przestawić budzik… i raz na kilka tygodni, po ustawieniu alarmu na właściwą godzinę, zapomniałam go włączyć i później musiałam wysłuchiwać na ten temat.

W końcu w zeszłym tygodniu, przy okazji zakupu nowych telefonów do domu (bo stare już były maksymalnie wysłużone i baterie się za szybko rozładowywały) postanowiliśmy kupić nowy budzik! I jest on absolutnie kapitalny! Radnio jest cyfrowe, tak więc bez problemu można nastroić taką stację jaką sobie tylko zażyczymy. Alarm jest nastawiony permamentie – wyłącza się go przyciskając dowolny guzik, i dopóki go nie przeprogramujemy, będzie włączał się codziennie o tej samej porze. Radio ma również zapasową baterię, która się załącza na wypadek problemów z elektrycznością. Można nastwić dwa alarmy – tak więc ja mam swój i Mike ma swój, i już nie musimy budzić siebie nawzajem i nic zmieniać. Jednak największą zaletą naszego nowego gadżetu jest fakt że w nocy za pomocą laseru godzina jest wyświetlana na suficie. Tak więc kiedy obudzę się w środku nocy, albo nad ranem, nie muszę nawet podnosić głowy z poduszki, bo godzina jest wyświetlona tuż nade mną!!!