"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

sobota, 20 lutego 2010

Nie tylko czytelnicy mojego bloga są ciekawi czy szpitale, i medycyna w ogóle, wyglądają tak jak w „Housie“ albo w „Grey‘s Anatomy“. I myślę że proste „NIE“ nie będzie dla nikogo zaskoczeniem.

Długo musiałabym pisać o Housie i jak moja opinia na temat serialu i samego Housa uległa ewolucji. Na początku byłam zafascynowana medycznymi zagadkami i nieopisaną wręcz niefortunnością House’owych pacjentów. Owszem, ‚zebry‘ zdarzają się w medycynie częściej niż nam się wydaje, bo pacjenci nie czytają podręczników i raczej rzadko przychodzą do lekarza z typowymi objawami i prawie nigdy nie używają klasycznych (podręcznikowych) słów do opisu swoich symptomów. Jednak nawet w przypadku bardzo chorego i skomplikowanego pacjenta, w prawdzimym świecie lekarz używa systematycznego podejścia i dopiero kiedy pospilite ‚krowy i konie‘ zostaną wyeliminowane z listy możliwych dianoz, zaczyna się robić badania na ‚zebry‘. Poza tym w rzeczywistości, żadne ubezpieczenie nie pokryłoby kosztów związanych z robieniem niezliczonych badań na rzadkie choroby, i żaden szpital nie zatrudniłby lekarza który tak jak House bez skrurpułów kłuje, tnie i leczy eksperymentalnie swoich pacjentów! I chyba jeszcze powinnam dodać że w Stanach w medycynie jest tak jak w każdym innym biznesie – lekarze muszą zabiegać o względy swoich pacjentów/ klientów, bo konkurencja jest duża. I prawda jest taka że nawet najbardziej chamski lekarz z jakim miałam do czynienia, nie dorównałby wulgarności Housa.

Tak więc im więcej wiem na temat medycyny, tym mniej serial pociąga mnie od tej strony! Niemniej jednak jestem wielką fanką samego Housa - jego ironi, błyskotliwej zgryźliwości, inteligentnego humoru i grubiańskiego sposobu bycia, bo sprawiają że jest doskonałym bohaterem i mimo wszystko da się lubić!

Nie mogę się za wiele wypowiadać na temat „Grey’s Anatomy“ bo nie widziałam w całości nawet jednego odcinka; jednak przypomniała mi się jedna z moich pacjentek, która w trakcie przygotowania do wjazdu na salę operacyjną aby otrzymać transplantację wątroby zapytała nas, czy gdy przez przypadek upuścimy wątrobę na podłogę, to czy tak tak jak „Grey’s Anatomy“ oczyścimy ją i użyjemy do przeszczepu.

środa, 17 lutego 2010

Ponad dwa tygodnie zaczęłam praktyki na chirurgii... i prawie nie mam życia poza tą chirurgią! Godziny są zabójcze... obchód codziennie o 6:00 rano; wypadałoby się do niego przygotować i przejrzeć wyniki krwi i innych badań - tak więc ja zazwyczaj pojawiam się w szpitalu o 5:30. Żeby wyrobić się na czas to musiałabym wstawać o 3:30 rano! Wiem że to brzmi absurdalnie i niewiarygodnie, ale to nie jest pomyłka - naprawdę miałam na myśli ‘w pół do czwartej’. Niektórzy o tej porze kładą się spać, a inni zaczynają nowy dzień....
Tak na przykład było ostatniej nocy. Nastawiłam budzik na 3:31 (ta jedna dodatkowa minuta sprawią że czuję się jakbym miała więcej kontroli nad moim życiem, a przynajmniej nad tym kiedy się budzę!!!), i zamiast muzyki obudził mnie delikanty dotyk Mika, który wrócił z hokeja pół godziny wcześniej i poczekał z pojściem spać do mojego wstania!
Normalnie, jednak, udaje mi się spać ciut dłużej. W ciągu tygodnia sypiam u koleżanki która mieszka 5 minut na piechotkę od szpitala. I chociaż pobudka o 4:31 rano wciąż wydaje się niedorzeczna, to moje chirurgiczne doświadczenia wynagradzają mi to z nawziązką, ale o tym następnym razem.

niedziela, 7 lutego 2010

Znowu zima! Za oknem jest cudnie! Słońce świeci, drzewa oszronione i ośnieżone! Prawdziwy Winter Wonderland. Wygląda na to, że w tym roku natura postanowiła nadrobić za wszystkie poprzednie lata bez prawdziwej zimy. Jeszcze śnieg z zeszłego tygodnia nie stopniał, a dosypało nowego.

My tym razem byliśmy przygotowani! I większość ludzi chyba też… bo zatrzymałam się w czwartek wieczorem w supermarkecie żeby zdążyć z zakupami spożywczymi przed następnym atakiem zimy a tam… regały opustoszałe jak za komuny w Polsce a koleki do każdej kasy po 15 osób. Coś tam kupiłam, ale musiałam trochę improwizować, bo większość rzeczy, które miałam na mojej liście było wysprzedane!
Jednyni nieprzygotowani do ataku zimy to jak zwykle drogowcy! Już napadało śniegu dwa dni temu, a nasza ulica dalej nie odśnieżona i śniegu po kolana.

Z powodu śniegu ominął mnie również pierwszy weekendowy dyżur na chirurgii, tak więc postanowiłam wykorzystać ten czas na naukę… która przy rozpalonym komiku i z kuflem aromatycznego piwnego grzańca nie jest taka zła.