"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

sobota, 26 maja 2007

Prawo Murphiego...


pisałam i nie pisałam. Ale mam wytłumaczenie na to. Najpierw miałam nauki po uszy, bo nie chciałam zawalić ostatniego semestru. W końcu ponad tydzień temu skończyłam studia. Ale nawet jakoś specjalnie nie mogłam się tym cieszyć...w wieku 27 lat to powinnam już prawie dorobić się doktoratu, a nie dopiero magistra odbierać. A poza tym wiedziałam że to tylko mały kroczek w porównaniu z latami edukacji, które jeszcze mnie czekają...no bo nawet jakbym miała nie zostać tym lekarzem, no to trzeba by było iść dalej do szkoły bo z magistrem z biologii, to za wiele bym nie osiągnęła. Później zrobiło mi się strasznie smutno, że 15 maj minął a ja wciąż nie zostałam przyjęta do żadnej szkoły medycznej. Wpadłam w ponuracki nastrój i zarejetrowałam się na egzamin do szkoly medycznej na 16 sierpnia, kupiłam sobie nowy zestaw książek i egzaminów próbnych, zabrałam się za powolne wypełnianie aplikacji do szkół medycznych na przyszły rok, i zaczęłam szukać pracy. Znalazłam pozycję w firmie, która pośredniczy w transplantach organów i tkanek, jako technik do odzysku tkanek do przesczepów, i miałam mieć rozmowe o prace w przyszłym tygodniu...
...ale wygląda na to że będę musiała wszystko poodwoływać i odkręcać kota ogonem, bo dzisiaj wyjęłam ze skrzynki list z propozyją studiowania w Eastern Virginia Medical School!!! Tak więc panie i panowie! Kasia zostanie Doctor Kasią w roku 2011!!!
A najbardziej szczęśliwy z tego powodu to jest Mike! Cieszy się podwójnie – nie tylko z mojego osiągnięcia, ale także z tego że moje narzekania, płakania, ciągłe proszenie o pomoc w pisaniu podań w końcu się skończy.
No i prawo Murphiego jak zwykle się sprawdziło...najpierw tyle strachu o szkołe, studia, pracę...a teraz studia, i praca i wszystko na raz zaczęło się układać.

wtorek, 8 maja 2007

Już prawie koniec...!

...szkoły! Za 9 dni będę magistrem biologii! Dziś miałam najtrudniejszy egzamin w tym semestrze z biologii molekularnej. Trudno stwierdzić jak poszło...dobrze na pewno, ale lepiej żeby było bardzo dobrze! Najważniejsze że juz za mną; jeszcze mam trochę pisaniny na angielski na poniedziałek i miejmy nadzieję że będę zwolniona z egzaminu końcowego ze statystyki i prawdopodobieństwa (a jak nie to trudno, jakoś się to napisze...to nie powinno być trudne). A w czwartek za tydzień GRADUATION! Miałam nie iść, bo w sumie nie jestem zwolenniczką tego typu imprez, i zamierzałam tak poprostu uczcić tę wolność od szkoły i zakończenie pewnego etapu w moim życiu – tak po cichu – z Mikiem, dobrym obiadem, winem. A tu w zeszłym tygodniu zupełnie niespodziewanie dostałam list ze szkoły, że zostałam wytypowana do otrzymania nagrody za szczególne osiągnięcia naukowe, i że jestem z tej okazji zaproszona (wraz z moimi gośćmi) na specjalny ‘brunch’ z kadrą uniwersytecką i innymi zasłużonymi studentami (po jednym z każdego kierunku studiów). Więc skoro już idę odebraćtę nagrodę, to postanowiłam pójść na odebranie dyplomu, i już nawet kupiłam sobie tę kapotę i czapkę (dobrze że na moim uniwerku są zielone to jakoś zawsze bardziej iteresujące niż czarne).

A dla zainteresowanych załączam zdjęcie mojej Shivy z jej kolegą Trouble!