"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Tak trochę niespodziewanie i z zaskoczenia musieliśmy zorganizować sobie pod koniec stycznia wyprawę do Polski na ślub siostry. Niespodziewanie, bo plany były na październik, a tu na początku grudnia młodym zabrakło cierpliwości i stwierdzili że nie czekają prawie kolejnego roku i ślub będzie w styczniu!

Postanowiliśmy również wybrać się do Zakopanego na narty. Narty nie doszły do skutku, bo jak popatrzyliśmy na sprzęt do wyporzyczenia to zrezygnowaliśmy… kiedyś będziemy się musieli dorobić własnego sprzętu w Polsce – bo targać narty samolotem w tę i z powrotem to trochę się nie opłaca. O mały włos i Zakopane nie dszło do skutku… bo na dzień przed wyjazdem dostałam rewolucji żołądkowej jakiej jeszcze nie doświadczyłam w życiu. No ale tak to bywa jak się za dużo wina na weselu połączy z „jelitówką“ podłapaną od taty! Sama nie wiem czy dolegliwości przeszły same z siebie czy ze strachu przed wizją wizyty na Skierniewickim pogotowiu. W każdym razie po 24 godzinach bycia ledwo żywą, poczułam się na tyle dobrze że zdecydowaliśmy się jechać na nasze górskie wakacje. A prawdziwa góralska kwaśnica i goloneczka prosto z grila uzdrowiła mój zmarnowany żołądek na dobre!

Udało mi się zobaczyć Morskie Oko zimą, i choć wyglądało przeuroczo, to jednak latem zdecydowanie robi większe wrażenie.

Stoję na zamarźniętym jeziorze, a w tle schronisko nad Morskim Okiem.

Grubość lodu na jeziorze sięga 1,5 m. tak więc bez obawy można wybrać się na drugi brzeg.

W odróżnieniu od Kasprowego Wierchu – widoki prawie jak w Himalajach, dosłownie i przenośni zapierają dech w piersiach (bo przy -15 stopniach Celsjusza, powietrze na tej wysokości jest jeszcze cieńsze niż w bardziej umiarkowanych temperaturach).


poniedziałek, 10 stycznia 2011

Co za początek roku! Jest dopiero 10 stycznia a ja już byłam na 8 różnych samolotach!!! Niewątpliwie w ciągu minionego tygodnia mój terminarz rozmów kwalifikacyjnych był nieco przepełniony. Przez trzy dni, dzień po dniu, miałam rozmowy w miejscach na tyle od siebie odległych, że nie było mowy o dotarciu z jednego miasta do drugiego samochodem; a że latanie z przesiadkami jest nieco tańsze, stąd nazbierało się tych lotów.
Najpierw miałam rozmowę w Dayton, Ohio; samo miasto nie jest zbyt urodziwe i atrakcyjne, ale szpital i program chirurgiczny – pierwsza klasa! Następnego dnia miałam rozmowę w Norfolk, Virginia. Samo Norfolk jest około trzech godzin ode mnie, więc jakbym nie była taka rozrywaną osobistością, to mogłabym dojechać sobie autkiem… a tak trzeba było lecieć. Ostatnim przystankiem było Chicago, które zimą okazało się równie przeurocze jak latem… tylko nieco zimne! Normalnie bym nie narzekała na zimową pogodę, ale ze względów praktycznych miałam tylko jedną walizkę i lekki elegancki płaszczk żebym jak ludź wyglądała w nim i w garniturze. I tak cud że pomyślałam o wpakowaniu porządnych zimowych butów na zmianę, bo inaczej chyba bym tam zamarzła!
Dobrze w końcu być w domu. Już mam po dziurki w nosie pokoi hotelowych, samolotów, posiłków w biegu, przesiadek i lotnisk. Chociaż muszę przyznać że w tym tygdoniu jestem wyjątkowo poinformowana o wydarzeniach w świecie footballu. Podczasz gdy ja obejrzałam kilka meczy z braku lepszego zajęcia na lotnisku, inni jak widać na załączonym zdjęciu, z niezwykłym zainteresowaniem śledzili ekrany telewizorów restauracyjnych z lontniskowego korytarza.