"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

wtorek, 18 września 2007

Znowu na fali...

No więc tak to jest jak się używa mało znany serwer do blogowania. Pewnego pięknego dnia w zeszłym tygodniu chcę umieścić nowego posta, i okazuje się że cała witryna bloguj.eu jest zablokowana. Ja co prawda miałam bloga za darmo, ale ktokolwiek był odpowiedzialny za opłacanie domeny nawalił i na tym się skończyło. Dobrze, że od pażdziernika zachowywałam kopię mojej pisaniny na twardym dysku...tak na wszelki wypadek. Przepadły mi tylko dwa miesiące błogowania...może 3 a może 4 posty. Tak więc nie jest najgorzej.

Tak więc muszę jeszcze raz przyznać kredyt Thernity, bez której pewnie tego mojego bloga by nie było. Zawsze tak sobie obiecałam, że zacznę pisać i nigdy nic z tego nie wyszło, aż do sierpnia ponad rok temu, kiedy Thernity przyjechała na wakacje do Stanów, i podczas wizyty u mnie (świadomie, bądź nie) zmobilizowała mnie do postowania.

Narazie tylko tyle będzie tym razem. Zajęło mi trochę czasu umieszczenie tego wszystkiego na nowym serwerze i muszę uciekać do nauki! W każdym razie dwie tury egzaminów już za mną i wszystkie do przodu...

piątek, 7 września 2007

Kolej na Chicago

Tak zerknelam dzisiaj na mojego bloga i zdalam sobie sprawe ze obiecalam zdjecia z Chicago, a w dwa miesiace po powrocie nie zamiescilam ani jednego. Zaraz to nadrobie!
Nie bez powodu nazywaja Chicago ‘Wind City’. Prosze zobaczyc!


Miasto bardzo mi sie spodobalo. Przede wszystkim dlatego ze bylo czyste i zadbane.

I nie takie oszalamiajace jak Nowy Jork.



Bylam na szczycie Sears Towers – najwyzszego obecnie budynku w Stanach, ale wrazenie nie bylo nie wiadomo jak ‘dech w piersiach zapierajace’. Przede wszystkim dlatego ze bylam kiedys na Twin Towers (World Trade Center), ktore przeciez byly wyzsze...a pozniej kilka razy na Empire State Building, ktory tylko troche ustepuje wysokoscia. Widok ladny, ale sama wysokosc juz nie robi takiego wrazenia! No i mogliby umyc okna, bo dobrych zdjec przez te brudne szyby nie bylo jak zrobic!


Podobno Chicago to jedno z niewielu miast, ktore bylo zaplanowane zanim je zbudowano. Jazda samochodem po centrum pelnym trzy-poziomowych ulic graniczy niemal z cudem. Pod wzgledem architektonicznym miasto jest perelka nowoczesnosci. I naprawde bardzo ladnie te budynki sie ze soba kompnuja.


Jeden z niewielu starych budynkow, ktore przetrwaly pozar w 1871 rok to Chicago Water Tower!


Najbardziej podobala mi sie wycieczka statkiem po rzecze Chicago. Pieknie to wszystko wygladalo z wody. Nie wiem ile to miasto ma mostow, ale wiem ze samych ruchomych/ zwodzonych jest 52!!! Moznaby powiedziec ze unowoczesniona kopia Wenecji.



Wyglada na to ze polska czcionka z mojego komputera zniknela zagadkowo. Niby ze jest, ale jakos jej nie mozna uruchomic. Mike znalazl na moim dysku robala (‘worm’), wojowal z nim pare ladnych godzin, pousuwal wszystkie podejrzane pliki, scan nie znalazl juz zadnych wirusow, niby ze maszyna chodzi szybciej i sprawniej, a polskich literek jak nie bylo, tak nie ma. W miare mozliwosci bede korzystala z jego komputera, a tym czasem trzeba sie obyc bez ogonkow i kreseczek.

środa, 5 września 2007

W koncu o Vegas

Zabralam sie wreszcie do napisania o naszych wakacjach. Niestety moj Word sie zbuntowal i nie mam dzisiaj polskiej trzcionki, wiec prosze o wyrozumialosc (przysiegam ze to juz moj ostatni PC, nastepnym razem kupuje Apple).

Urop w tym roku udal sie wyjatkowo! Jeszcze chyba w zadnym innym miescie nie widzialam tyle przepychu co w Las Vegas. Dobrze ze nie kazdy wygrywa w kasynie tak jak ja, bo chyba nie byloby wtedy powodow do zachwytu (glownie dobrze mi szlo w ruletke, ale w pokera tez troche wygralam. Mikowi na poczatku nie szlo zbyt dobrze i skutecznie przegrywal to co ja ‘zarobilam’ ale ostatniego dnia sie wykupil i odegral sie w pokera).


Mieszkalismy w MGM Grand, ktory naprawde jest ogromny. Ponad 5000 pokoi, wielkie kasyno, trzy teatry, restauracji i sklepow nawet nie wiem ile. Nawet maja tam ‘Lion Habitat’, wiec moglam napatrzec sie na lwy do woli.


Poza tym nie trzeba jechac do Europy zeby zobaczyc Nike z Samotraki. Wierna replika stoi przed Caesar’s Palace.

Przed hotelem Paris Wieza Eiffla tylko 2/3 raza mniejsza od oryginalu.


Hotel Venetian oferuje romantyczne przejazdzki gondola, a przewoznicy spiewaja prawdziwe operowe arie.

Jesli kogos nie iteresuja europejskie atrakcje, hotel Luxor wyglada jak Egipska Piramida, a na warcie stoi Sfinks.

Kasyno i Hotel Nowy Jork Nowy Jork sklada sie z kilku budynkow przypominajacych do zludzenia origynaly z Manhatanu; nie zabraklo rowniez Statuly Wolnosci oraz mostu brooklinskiego.

Wszystko jest tam ogromne, lacznie z drinkami w ‘prawie metrowych’ kubkach!


Wielki Kanion, o ktorym marzylam cale zycie, okazal sie nie taki wcale wielki – chociaz niewatpliwie warty zobaczenia. Troche trudno bylo zrobic dobre zdjecia przy poziomie naslonecznienia.


Natomiast Dolina Smierci przerosla moje wszelkie oczekiwania i niewatpliwie nalezy do jednych z najpiekniejszych miejsc w ktorych bylam.

Moze dlatego wydala mi sie taka piekna, bo nie mialam zadnych wielkich oczekiwan. Nikt nie reklamuje Death Valley tak jak Wielkiego Kanionu. Widoki byly pierwszorzedne; rowniny, pagorki, gory i doliny.


Sucho niesamowicie, i cale polacie soli

...PRAWDZIWEJ SOLI.


Putynia zachwycila mnie niesamowicie. Napelnila mnie takim podziwem, wielkoscia, lekiem i pokora jak zazwyczaj budzily we mnie Tatry! Definitywnie wroce tam kiedys zeby glebiej poznac wszystkie zakamarki, a nie tylko glowne punkty turystyczne. Definitywnie jednak nie bedzie to w sierpniu! Takie temperatury naprawde zwalaja z nog!!!