Wcale ale to wcale nie czuję że to już po świętach! W całym moim zabieganiu, nie było odliczania dni do świąt, oczekiwania; nie było śniegu, ani nawet zimowych temperature[ nie było również wigilii z prawdziwego zdarzenia, nie było pierogów, uszek, barszczu… Ale brew moim oczekiwaniom, lub raczej braku takowych, dostałam trzy dni wolnego. Wybraliśmy się więc do teściów i spędziliśmy święta, a ściślej mówiąc jedne dzień świąt, na słodkim lenistwie… i bez obżarstwa! A teraz spowrotem do pracy i codzienności; jak to bywa w życiu stażysty, za trzy dni wolnego w Boże Narodzenie trzeba zapłacić, co oznacza dyżur w Nowy Rok ☺.
-----------------
I can’t believe Christmas is over. With my crazy, around-the-clock schedule I didn’t even have time to count down days to the holidays; there was no snow, or even typical winter temperatures; I didn’t have a real Christmas Eve either… with all its specials like mushroom raviolis, pierogi, beets soup, etc.
But contrary to my expectations, or rather lack of such, I got three days off for Christmas. So we decided to visit my in-laws and spent the holidays, or rather a holiday, just chilling and being lazy. And now – back to work and my everyday routine; as it often happens in intern life, there is a price to pay for being off for Christmas; that means working and being on call over the New Year’s ☺.
"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)
poniedziałek, 26 grudnia 2011
środa, 30 listopada 2011
Zdecydowanie zaliczam się do mniejszości jeśli chodzi o metodę docierania do pracy! Jako że mieszkam tylko trzy i pół przecznicy od szpitala to mogę chodzić do pracy na piechotę. Zdrowiej, szybciej… i bardziej ekonomicznie, bo nie muszę płacić za parking szpitalny. Spacerek zajmuje mi 5-7 minut… w zależności od kierunku; do pracy jest pod górke (w dosłownym tego słowa znaczeniu), więc idzie się troche wolniej.
Po drodze mijam Virginia Capitol – piękny zabytokowy budynek i kilka urzędowych biurowców.
Przez ostatnie kilka tygodni prawie codziennie rano w drodze do pracy mijałam zwijającą się “kuchnię polową” (ciężarówkę przerobioną na małą gastronomię). I może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to że o 5:30 rano oni już się zwijali z biznesem. Strasznie mnie to zastnawiało kto i komu w środku nocy serwuje jedzenie.
No i w końcu dzisiaj znalazłam odpowiedź na to pytanie. Wracając z pracy poczułam zapach świeżej ziemi i końskich odchodów i zostałam oślepiona przez niezmiernie jasne reflektory. Okazało się że Spielbierg robi swój nowy film o ostatnich dniach z życia Lincolna właśnie rzut beretem od mojego mieszkania! A w roli głownej mój ulubiony Daniel Day-Lewis. I choć nie udało mi się spotkać nikogo z celebrytów, zrobiłam sobie na pamiątkę zdjęcie planu filmowego ☺.
-----------------------------
I’m definitely belong to minority when it comes to commuting to work. Since my place is only three and a half blocks away from the hospital, I can walk to work! It’s healthier, faster and cheaper! I don’t have to buy a pass to hospital parking deck. Walking takes 5 to 7 minutes, depending in which direction I’m walking; my walk to work is up the hill, so it’s dragging a little. On my way I’m passing my Virginia Capitol, a beautiful historical piece of architecture, and several office bulidings.
For the last few weeks, on my way to work, I was passing by a “mobile restaurant truck” (the kind you see at fairs and outdoors events). It wouldn’t be strange at all, except that it’s 5:30 am and they were wrapping up their business! I found it quite intriquing… who is serving whom in the middle of the night.
I finally got my answers today on my way home! Walking by the capitol I could smell fresh dirt, horse manure and I got totally blinded by super duper powerful lamps. It turns out that Spielbierg is making his new movie about last days of President Lincoln just few steps from my place. And my favorite Daniel Day-Lewis is in it! And although I was not lucky enough to meet any of the celebrities, I took a photo of the movie plan as souvenir.
A dla ciekawskich - ten oświetlony budynek w tle, to mój szpital!
for the curious ones - the well-lit building in the background is my hospital!
Po drodze mijam Virginia Capitol – piękny zabytokowy budynek i kilka urzędowych biurowców.
Przez ostatnie kilka tygodni prawie codziennie rano w drodze do pracy mijałam zwijającą się “kuchnię polową” (ciężarówkę przerobioną na małą gastronomię). I może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to że o 5:30 rano oni już się zwijali z biznesem. Strasznie mnie to zastnawiało kto i komu w środku nocy serwuje jedzenie.
No i w końcu dzisiaj znalazłam odpowiedź na to pytanie. Wracając z pracy poczułam zapach świeżej ziemi i końskich odchodów i zostałam oślepiona przez niezmiernie jasne reflektory. Okazało się że Spielbierg robi swój nowy film o ostatnich dniach z życia Lincolna właśnie rzut beretem od mojego mieszkania! A w roli głownej mój ulubiony Daniel Day-Lewis. I choć nie udało mi się spotkać nikogo z celebrytów, zrobiłam sobie na pamiątkę zdjęcie planu filmowego ☺.
-----------------------------
I’m definitely belong to minority when it comes to commuting to work. Since my place is only three and a half blocks away from the hospital, I can walk to work! It’s healthier, faster and cheaper! I don’t have to buy a pass to hospital parking deck. Walking takes 5 to 7 minutes, depending in which direction I’m walking; my walk to work is up the hill, so it’s dragging a little. On my way I’m passing my Virginia Capitol, a beautiful historical piece of architecture, and several office bulidings.
For the last few weeks, on my way to work, I was passing by a “mobile restaurant truck” (the kind you see at fairs and outdoors events). It wouldn’t be strange at all, except that it’s 5:30 am and they were wrapping up their business! I found it quite intriquing… who is serving whom in the middle of the night.
I finally got my answers today on my way home! Walking by the capitol I could smell fresh dirt, horse manure and I got totally blinded by super duper powerful lamps. It turns out that Spielbierg is making his new movie about last days of President Lincoln just few steps from my place. And my favorite Daniel Day-Lewis is in it! And although I was not lucky enough to meet any of the celebrities, I took a photo of the movie plan as souvenir.
A dla ciekawskich - ten oświetlony budynek w tle, to mój szpital!
for the curious ones - the well-lit building in the background is my hospital!
wtorek, 15 listopada 2011
Nie do wiary że już jest połowa listopada! No ale jak się pracuje od świtu do nocy to nic dziwnego że czas ucieka nie wiadomo gdzie. Od miesiąca jestem na “urazówce”. Zazwyczaj o tej porze sezon na urazy już się ma ku końcowi… ale w tym roku długo pogoda dopisuje, tak więc pacjentów nam nie brakuje. I dobrze i źle!!! Dobrze bo im więcej pacjentów, tym więcej się nauczę… źle, bo szkoda ludzisk z połamanymi nogami od wybryków motocyklowych, ranami postrzałowymi czy urazami głowy po wypadku samochodowym. Dni są zabójczo długie! Zdecydowanie za wiele pracy dla dwóch stażystów! W zależności od cenzusu pacjentów, który dzisiaj liczył 40 pacjentów, Chris i ja zazwyczaj spędzamy w szpitalu 13-16 godzin dziennie… sześć dni w tygodniu. No chyba że zdarzy się złoty weekend (golden weekend).
Do tej pory od pierwszego lipca, kiedy zaczęłam mój staż miałam 4 złote weekendy! Większość osób pewnie nie podziela mojego entuzjazmu… ale proszę mi wierzyć że jak się pracuje 6 dni w tygodniu, to jak się zdarzą dwa dni wolnego w kupie, to gratka nie z tej ziemi! No więc jak już mam ten mój zasłużony “długi” weekend to wykorzystujemy ten czas z Mikiem na maxa! A że pogoda dopisuje to… wsiadamy na motor i przed siebie!
Większość moich znajomych z pracy kręci głowami że jak to możliwe że jak szyję rany tylu nieszczęśników na co dzień, mam jeszcze odwagę wsiąść na motor. A ja na to… jak na lato! Prawda jest taka że może człowiekowi spaść cegła na łeb w drewnianym kościele; więc jak już coś się ma stać to lepiej korzystać z życia.
Wybraliśmy się ostatniego weekendu w góry (Blue Ridge Mountains) aby podziwiać jesienne kolory z autostrady biegnącej szczytem pasma górskiego (Skyline Drive). I jak widać barwy są przepiekne… A Niebieskie Góry są niebieskie nawet złotą jesienią!
-----------------------------------------------
I can’t believe it’s already mid-November. But if one works from dawn till the darkness spills over the world, it’s easy to loose track of time. For almost a month now, I’ve been working in trauma and emergency surgery department. Usually “trauma season” is winding down this late in the year. But this year the warm weather is holding up really long, so we can’t complain of shortage of patients. That’s both good and bad! Good, because the more patients I have, the more opportunities I’m going to have to learn! Bad, because I feel sorry for all these folks with broken legs after motorcycle crashes, gun shot wounds or head injuries after car accidents. The days are ridiculously long. Way too much work for two interns. Depending on our patient census (today for example we had 40 folks on our ward), Chris and I usually spent 13-16 hours per day in the hospital…six days a week; “golden weekends” being the only exception.
So far since I started my internship on July 1st, I’ve had 4 golden weekends! Most people can’t understand my excitement, but believe me, if one works 6 days a week every week, when a “long” (real) weekend comes along, it’s a reason to celebrate! When I finally get two days off in a row, Mike and I take advantate of every single moment! And since the weather has been great this season we get onto his Harley and… off we go!
Most of my coworkers can’t believe that after I fix unlucky bikers every single day at work, I still feel like taking a risk and getting onto a motorcycle. But I’m a total believer that if something is meant, a brick can kill me in a wooden barn! That’s being said, I’d rather have some fun!
And so, last weekend we went into the mountains (Blue Ridge Mountains) to admire the Fall from the Skyline Drive. And as you can see the colors are awesome and… Blue Mountains are blue even with all the Fall colors around!
Do tej pory od pierwszego lipca, kiedy zaczęłam mój staż miałam 4 złote weekendy! Większość osób pewnie nie podziela mojego entuzjazmu… ale proszę mi wierzyć że jak się pracuje 6 dni w tygodniu, to jak się zdarzą dwa dni wolnego w kupie, to gratka nie z tej ziemi! No więc jak już mam ten mój zasłużony “długi” weekend to wykorzystujemy ten czas z Mikiem na maxa! A że pogoda dopisuje to… wsiadamy na motor i przed siebie!
Większość moich znajomych z pracy kręci głowami że jak to możliwe że jak szyję rany tylu nieszczęśników na co dzień, mam jeszcze odwagę wsiąść na motor. A ja na to… jak na lato! Prawda jest taka że może człowiekowi spaść cegła na łeb w drewnianym kościele; więc jak już coś się ma stać to lepiej korzystać z życia.
Wybraliśmy się ostatniego weekendu w góry (Blue Ridge Mountains) aby podziwiać jesienne kolory z autostrady biegnącej szczytem pasma górskiego (Skyline Drive). I jak widać barwy są przepiekne… A Niebieskie Góry są niebieskie nawet złotą jesienią!
-----------------------------------------------
I can’t believe it’s already mid-November. But if one works from dawn till the darkness spills over the world, it’s easy to loose track of time. For almost a month now, I’ve been working in trauma and emergency surgery department. Usually “trauma season” is winding down this late in the year. But this year the warm weather is holding up really long, so we can’t complain of shortage of patients. That’s both good and bad! Good, because the more patients I have, the more opportunities I’m going to have to learn! Bad, because I feel sorry for all these folks with broken legs after motorcycle crashes, gun shot wounds or head injuries after car accidents. The days are ridiculously long. Way too much work for two interns. Depending on our patient census (today for example we had 40 folks on our ward), Chris and I usually spent 13-16 hours per day in the hospital…six days a week; “golden weekends” being the only exception.
So far since I started my internship on July 1st, I’ve had 4 golden weekends! Most people can’t understand my excitement, but believe me, if one works 6 days a week every week, when a “long” (real) weekend comes along, it’s a reason to celebrate! When I finally get two days off in a row, Mike and I take advantate of every single moment! And since the weather has been great this season we get onto his Harley and… off we go!
Most of my coworkers can’t believe that after I fix unlucky bikers every single day at work, I still feel like taking a risk and getting onto a motorcycle. But I’m a total believer that if something is meant, a brick can kill me in a wooden barn! That’s being said, I’d rather have some fun!
And so, last weekend we went into the mountains (Blue Ridge Mountains) to admire the Fall from the Skyline Drive. And as you can see the colors are awesome and… Blue Mountains are blue even with all the Fall colors around!
poniedziałek, 17 października 2011
Moja “podyplomówka” za amputacji prawie dobiega końca. I bardzo się z tego cieszę. Jeszcze zostało mi tylko 6 dni na chirurgii naczyniowej… i wcale mi nie jest przykro z tego powodu. Pracy jest co nie miara, pacjenci są bardzo chorzy… do tego stopnia że takiego typowego “naczyniowca” nie da się wyleczyć choćby nie wiem jak się próbowało. Prawie każdy ma cukrzyczę, niewydolność serca, nadciśnienie no i… oczywście jakiś problem naczyniowy. Miesiąć na naczyniówce z perspektywy stażysty nie wygląda zbyt kolorowo. Pacjentów jest dużo, roboty papierkowej co nie miara, cały czas coś komuś dolega więc co chwile dostaję mój pager się odzywa. A jak już uda mi się iść na salę operacyjną to na… amputację! Już mam ich za sobą ponad 10!!! – paluchy, stopy, poniżej kolana, powyżej kolana… do końca tego tygodnia zostanę amputacyjnym specjalstą! Nie lubię tych zabiegów jak nie wiem – ale to są właśnie zabiegi na poziomie stażysty i… wszystkiego trzeba się nauczyć. W każdym razie bez względu na ilość zrobionych amputacji, zawsze gdy podnoszę piłę elektryczną (albo ręczną – już sama nie wiem które doświadcznie jest bardziej traumatyczne) i zabieram się za piłowanie nogi, ogarnia mnie niesmak i… czuję się bardzo nieswojo! Nie znajduję nic satysfacjonującego w pozbawianiu kogoś kończyn. Owszem, są ciekawe i bardziej wyrafinowane zabiegi na chirurgii naczyniowej jak przepływy omijające, naprawa tętniaka na aorcie czy usuwanie płytki miażdżycowej z tętnicy szyjnej… ale niesety nie dla psa kiełbasa! Tego typu zabiegi są poza ekspertyzą stażysty! No ale przynajmniej jest nadzieja że jak wrócę na chirurgię naczyniową za rok czy dwa, z większym doświadczeniem i możliwością robienia bardziej “technicznych” procedur, to ta dziedzina chirurgii wkupi się spowrotem w moje łaski…
-----------------------------------------------------------------------
My amputation fellowship is coming to the end… and I’m quite happy about that. I only have 6 days left on vascular surgery and I’m not going to get overly sad about it. I’m swamped with work, my patients are extremely sick… so sick that an average “vasculopath” can’t be cured, no matter how hard I try. Almost every single one of them has diabetes, heart failure, hypertension and… some vascular problem, of course.
A month on vascular service is not too glorious from an intern’s perspective. I have tons of patients, piles of paper work; folks are always in need and my pager never stops beeping. And if I’m lucky enough to finish my scut work in time, I get to go to OR to do … some sort of amputation. I have more than 10 on my record!!! – toes, whole feet, below-the-knee, above-the-knee. Before this week is over, I’m going to be an amputation specialist. I don’t like these procedures – but these are “intern-level” operations and I have to learn how to do it. Regardless of having done few of these amputations, every single time when I lift an electric saw (or a hand saw – I don’t even know which of these experiences was more traumatic), and I’m about to chop somebody’s leg off, I feel awful and uncomfortable. I’m not finding anything gratifying in depriving somebody of their extremities. There are some very technical and much refined procedures in vascular surgery; for example arterial bypasses, aneurysms repairs or removing atherosclerotic deposits from carotid arteries in the neck… but they’re not my share! These procedures are too advanced for my level, and they usually go to upper-level residents.
But there is a chance that when I come back to vascular surgery service next year, with more experience and better surgical skills, I might get to do some of these “cooler” procedures and I will actually enjoy it.
-----------------------------------------------------------------------
My amputation fellowship is coming to the end… and I’m quite happy about that. I only have 6 days left on vascular surgery and I’m not going to get overly sad about it. I’m swamped with work, my patients are extremely sick… so sick that an average “vasculopath” can’t be cured, no matter how hard I try. Almost every single one of them has diabetes, heart failure, hypertension and… some vascular problem, of course.
A month on vascular service is not too glorious from an intern’s perspective. I have tons of patients, piles of paper work; folks are always in need and my pager never stops beeping. And if I’m lucky enough to finish my scut work in time, I get to go to OR to do … some sort of amputation. I have more than 10 on my record!!! – toes, whole feet, below-the-knee, above-the-knee. Before this week is over, I’m going to be an amputation specialist. I don’t like these procedures – but these are “intern-level” operations and I have to learn how to do it. Regardless of having done few of these amputations, every single time when I lift an electric saw (or a hand saw – I don’t even know which of these experiences was more traumatic), and I’m about to chop somebody’s leg off, I feel awful and uncomfortable. I’m not finding anything gratifying in depriving somebody of their extremities. There are some very technical and much refined procedures in vascular surgery; for example arterial bypasses, aneurysms repairs or removing atherosclerotic deposits from carotid arteries in the neck… but they’re not my share! These procedures are too advanced for my level, and they usually go to upper-level residents.
But there is a chance that when I come back to vascular surgery service next year, with more experience and better surgical skills, I might get to do some of these “cooler” procedures and I will actually enjoy it.
środa, 28 września 2011
No i mam już za sobą trzy miesiące rezydentury. Przez ostatni miesiąc pracowałam na intensywnej terapii traumatyczno-chirurgicznej. Ogólnie moje odczucia były podobne jak rok temu w czasie mojego fakultetu na OIOMie. Bardzo mi odpowiada taki szaleńczy tryb życia, gdzie wszystko może zmienić się z minuty na minutę, gdzie decyzje trzeba podjąć w ułamku sekundy, bo przecież każda chwila się liczy kiedy komuś zatrzyma się serce, albo dołączenie od wentylatora się nie powiedzie.
Jednak tegoroczne doświadczenie róźniło się zdecyowanie od tego studenckiego, jeśli chodzi o umiejętności praktyczne. Jako student musiałam zrozumieć fizjologię i process patalogiczy odpowiedzialny za dany problem medyczny. Teraz jako lekarz, oprócz przepisania odpowiednich lekarstw, często musiałam rozmawiać z bliskimi moich pacjentów, że niestety pomimo naszych usilnych starań mama, babcia, siostra czy córka mogą nie wyjść z choroby czy urazu. No i przede wszystkim jak któryś z moich pacjentów wymagał jakiś inwazyjnych interwencji, to musiałam stanąć na wysokości zadania i zrobić co trzeba. Tak więc mam już na swoim kącie całkiem pokaźną liczbę procedur takich jak wkłuć tętnicznych, wziernikowanie oskrzeli, wprowadzanie drenu w celu odbarczenia odmy płucnej. Najbardziej stresującą interwencją jest jednak dla mnie wkłucie centralne… do żyły szyjnej lub podobojczykowej. Niby że robi się przy użyciu monitora ultradzwiękowego/ sonogramu, ale i tak jest to niezwykle ryzykowne. Gdy po raz pierwszy robiłam wkłucie do żyły szyjnej, to tak się pociłam z obawy przed spowodowaniem odmy płucnej, że jak w końcu pozbyłam się sterylnego fartucha to wyglądałam jakbym zlała się z wrażenia… teraz nadal się pocę, ale już mniej intensywnie! ☺
---------------------------------------------------------------
I can’t believe three months of my residency have passed. Last month I worked at the surgical trauma ICU (STICU). My experience was very similar to that from my senior ICU elective last year. I love this life on the edge, where things can go south in the matter of minutes, and where decisions have to be made in seconds… because every moment counts when somebody’s heart has stopped or weaning of ventilator had failed.
However this year’s experience was quite different from the one I had a student when it comes to practical skills. As a student I had to understand physiology and pathological processes that made my patients sick. Now, as a doctor, not only had I put orders for appropriate medicines and correct doses, but often times I had to notify families that despite our efforts we might not be able to save their mother, grandma, sister or daughter.
And finally if one of my patients required aggressive treatment measures involving procedures, I had to face the challenge and do what needed to be done. And so, having spent my month in the ICU, I know how to start arterial lines, how to do bronchoscopy or put in a chest tube to treat pneumothorax. The most innerving procedure of all, however, is putting in central lines (internal jugular or subclavian vein lines). Most of these lines are done with direct visualization with an ultrasound machine… but they are still nerve wrecking. When I was putting in my first IJ, I sweat so much out of fear of giving my patient a pnumo (pneumothorax), that after I removed my sterile gown, I looked as if I had peed my pants. Now I still sweat… b
Jednak tegoroczne doświadczenie róźniło się zdecyowanie od tego studenckiego, jeśli chodzi o umiejętności praktyczne. Jako student musiałam zrozumieć fizjologię i process patalogiczy odpowiedzialny za dany problem medyczny. Teraz jako lekarz, oprócz przepisania odpowiednich lekarstw, często musiałam rozmawiać z bliskimi moich pacjentów, że niestety pomimo naszych usilnych starań mama, babcia, siostra czy córka mogą nie wyjść z choroby czy urazu. No i przede wszystkim jak któryś z moich pacjentów wymagał jakiś inwazyjnych interwencji, to musiałam stanąć na wysokości zadania i zrobić co trzeba. Tak więc mam już na swoim kącie całkiem pokaźną liczbę procedur takich jak wkłuć tętnicznych, wziernikowanie oskrzeli, wprowadzanie drenu w celu odbarczenia odmy płucnej. Najbardziej stresującą interwencją jest jednak dla mnie wkłucie centralne… do żyły szyjnej lub podobojczykowej. Niby że robi się przy użyciu monitora ultradzwiękowego/ sonogramu, ale i tak jest to niezwykle ryzykowne. Gdy po raz pierwszy robiłam wkłucie do żyły szyjnej, to tak się pociłam z obawy przed spowodowaniem odmy płucnej, że jak w końcu pozbyłam się sterylnego fartucha to wyglądałam jakbym zlała się z wrażenia… teraz nadal się pocę, ale już mniej intensywnie! ☺
---------------------------------------------------------------
I can’t believe three months of my residency have passed. Last month I worked at the surgical trauma ICU (STICU). My experience was very similar to that from my senior ICU elective last year. I love this life on the edge, where things can go south in the matter of minutes, and where decisions have to be made in seconds… because every moment counts when somebody’s heart has stopped or weaning of ventilator had failed.
However this year’s experience was quite different from the one I had a student when it comes to practical skills. As a student I had to understand physiology and pathological processes that made my patients sick. Now, as a doctor, not only had I put orders for appropriate medicines and correct doses, but often times I had to notify families that despite our efforts we might not be able to save their mother, grandma, sister or daughter.
And finally if one of my patients required aggressive treatment measures involving procedures, I had to face the challenge and do what needed to be done. And so, having spent my month in the ICU, I know how to start arterial lines, how to do bronchoscopy or put in a chest tube to treat pneumothorax. The most innerving procedure of all, however, is putting in central lines (internal jugular or subclavian vein lines). Most of these lines are done with direct visualization with an ultrasound machine… but they are still nerve wrecking. When I was putting in my first IJ, I sweat so much out of fear of giving my patient a pnumo (pneumothorax), that after I removed my sterile gown, I looked as if I had peed my pants. Now I still sweat… b
poniedziałek, 5 września 2011
Dosyć często zarówno znajomi, jak i przypadkowi rozmówcy pytają mnie ile operacji już zrobiłam… no bo skoro robię rezydenturę z chirurgii to przystałoby abym operowała jak najwięcej. Otóż nic bardziej błędnego!
Owszem – będę „operowała jak najwięcej“ w późniejszych latach mojej rezydentury, tymczasem jednak moim głównym zadaniem jest zdobywanie wiedzy medycznej „poza salą operacyjną“. Tak więc większość mojej pracy odbywa się „na oddziale“ bądź w przychodni/ pogotowiu. Muszę wiedzieć jak zdiagnozować różnego rodzaju skorzenia, jakich objawów nie przegapić, jakie badania czy testy zamówić żeby potwierdzić bądź wykluczyć moje podejrzenia. Wbrew przekoniom oszałamiającej większości, wiele problemów chirurgicznych leczy się konserwatywnie, bez zabiegu, antybiotykami, obserwacją i cierpliwością. Więszość pacjentów po zabiegach również wymaga dosyć bacznej uwagi: albo mają niekotrolowany ból, czasem zdarza się krwawienie, czy arytmia serca… ze wszystkim tym muszę sobie poradzić. A jak na odziale jest spokój i dzieją się jakieś mało skomplikowane zabiegi, to i ja – pierwszoroczniak, mam okazję poćwiczyć swoje zdolonści manualne. Już mam za sobą kilka zabiegów – przepuklina pachwinowa, brzuszna, kilka podskórnych torbieli.
Mnóstwo czasu spędzam przed komputerem, jako że karty pacjentów są całkowicie skomputeryzowane, na zamawianiu leków (których większość część stanowią środki przeciwbólowe) i sprawdzaniu wyników testów laboratoryjnych lub badań radiologicznych. Sporo czasu zabiera dzwonienie do innych specjalistów po konsultacje, lub laboratoriów, fizjoterapeutów, dietetyków itd. Czasem to nie lada zadanie aby w ogóle wykombinować jak zamówić dany test/ lekarstwo/ czy kto będzie najlepszą osobą aby pomóc mi czy moim pacjentom.
Najbardziej niespodziewanym zadaniem z jakim się zetknęłam w czasie moich dwóch miesięcy „doktorowania“ były rozmowy z sędzią! W czasie mojego miesiąca nocek, miałam jednego pacjenta, który co jakiś czas miewał zaburzenia świadomości. W czasie tych epizodów odłączał sobie wszystkie kroplówki i odmawiał interwencji medycznych. Teoretycznie nie możemy nikomu narzucić na siłe leczenia. Ale w przypadkach takich jak ten, kiedy pacjent nie jest w pełni zdolny do podejmowania własnych decyzji medycznych (samo to zagadnienie jest bardzo skomplikowanie, ale w skrócie aby móc podejmować takie decyzje, pacjent musi być w stanie zrozumieć i zwerbalizować proces chorobowy, dostepne interwencje medyczne, benefity i ryzyko z nimi związane, alternatywy, oraz przewidywany kurs w razie odmowy leczenia), decyzja od dalszym leczeniu, bądź jego braku może być podjęta przez kogoś bliskego (i tutaj w kolejność: małżonek, dorosłe dzieci, rodzice, rodzeństwo itd). W przypadku mojego pacjenta nikt z rodziny nie był dostępny, tak więc jedyną moją opcją było wystąpienie o nakaz sądowy na tymczasowe przymuszowe leczenie. I tak oto trzy razy w ciągu jednego miesiąca musiałam w środku nocy dzwonić do dyżurnego sędziego z petycją o „zniewolenie“ mojego pacjenta i przymusowe leczenie. Raz skończyło się nawet na wzywaniu ochrony i przywiązaniu pacjenta do łożka. Roboty papierkowej z tym co nie miara, ale przynajmiej mój pacjent otrzymał niezbędne leczenie.
Domeną naszego centrum medycznego jest „Każdego dnia nowe odkrycie“ (Every Day New Discovery), i w moim przypadku sprawdza się to 100% - nawet jeśli dotyczy to zgłębiania tajników legalnej medycyny ☺.
---------------------------------------------------
Quite often I get asked asked by both – my friends and random people, how many surgeries I’ve done so far. It seems quite obvious that since I’m doing surgical residency, I should be operating as much as possible. That’s quite not true! I will be operating as much as possible during later years of my residency training, but for the time being my main responsibility is to learn medicine and patient care outside of the operating room. And so, majority of my work is happening on the wards, in clinic or in the emergency department. I have to know how to diagnose a variety of problems, what signs and symptoms I cannot overlook, and what tests to order so that I can confirm or exclude some conditions on my differential list. Contrary to what most people think, many of surgical problems are treated conservatively without surgical intervention, with antibiotics, patientce and watchful waiting. Many of my post-operative patients require close medical attention; they might have uncontrolled pain, hidden bleeding, arrhythmias… I have to know how to take care of all these things. When folks on the wards are quiet, and there are some „simple“ cases going on in the OR, even me – an intern, get „my 5 minutes“ to show off/ practice my manual skills. And so, I’ve already done inguinal hernia, umbilical hernia and several different subcutaneous lesions.
I spend good portion of my time in front of the computer (since medical records are fully electronic in our hospital), ordering medications (huge protion of which are pain killers) and following up on variety of labs and radiologic tests. Consulting doctors in other specialties or talking to lab personell, physical therapy, nutritionist etc, takes tons of time as well. It’s not an easy task to figure out how to order a given medication, or what is the best test to order for my patient.
The weirdest, or most unexpected, thing I got to do during my two months of doctoring was talking to a judge! During my month of night float I had a patient, who every now and then would become delirious. At those moments of confusion, he would pull out all his IVs and refuse any medical interventions. Theoretically we can’t force treatment onto anybody. But in cases like that, when a patients is not fully capable of making his own medical decisions (the issue might be quite complicaced; shortly, in order to be able to participate in informed consent, a patient has to be able to understand and verbalize a disease process, available interventions, their risks and benefits, alternatives and the outcome if no treatment is given) the medical decisions can be made by the next of kin (in the following order: spouse, adult children, parents, siblings etc). In my patient’s case, no family members could be reached, so my only option was to petition for a medical TDO (Temporary Detention Order). And so three times in one month, I was forced to call a judge in the middle of the night and explain why I thought it was necessary to force medical interventions on this dude. Once I even had to call security and have the guy restrained. But ultimately it worked out, because my patient received proper treatment and got better.
Our medical center prides itself with the following slogan „Every Day A New Discovery“. In my case it’s 100% true, even if it means getting familiar with secrets of legal medicine :).
Owszem – będę „operowała jak najwięcej“ w późniejszych latach mojej rezydentury, tymczasem jednak moim głównym zadaniem jest zdobywanie wiedzy medycznej „poza salą operacyjną“. Tak więc większość mojej pracy odbywa się „na oddziale“ bądź w przychodni/ pogotowiu. Muszę wiedzieć jak zdiagnozować różnego rodzaju skorzenia, jakich objawów nie przegapić, jakie badania czy testy zamówić żeby potwierdzić bądź wykluczyć moje podejrzenia. Wbrew przekoniom oszałamiającej większości, wiele problemów chirurgicznych leczy się konserwatywnie, bez zabiegu, antybiotykami, obserwacją i cierpliwością. Więszość pacjentów po zabiegach również wymaga dosyć bacznej uwagi: albo mają niekotrolowany ból, czasem zdarza się krwawienie, czy arytmia serca… ze wszystkim tym muszę sobie poradzić. A jak na odziale jest spokój i dzieją się jakieś mało skomplikowane zabiegi, to i ja – pierwszoroczniak, mam okazję poćwiczyć swoje zdolonści manualne. Już mam za sobą kilka zabiegów – przepuklina pachwinowa, brzuszna, kilka podskórnych torbieli.
Mnóstwo czasu spędzam przed komputerem, jako że karty pacjentów są całkowicie skomputeryzowane, na zamawianiu leków (których większość część stanowią środki przeciwbólowe) i sprawdzaniu wyników testów laboratoryjnych lub badań radiologicznych. Sporo czasu zabiera dzwonienie do innych specjalistów po konsultacje, lub laboratoriów, fizjoterapeutów, dietetyków itd. Czasem to nie lada zadanie aby w ogóle wykombinować jak zamówić dany test/ lekarstwo/ czy kto będzie najlepszą osobą aby pomóc mi czy moim pacjentom.
Najbardziej niespodziewanym zadaniem z jakim się zetknęłam w czasie moich dwóch miesięcy „doktorowania“ były rozmowy z sędzią! W czasie mojego miesiąca nocek, miałam jednego pacjenta, który co jakiś czas miewał zaburzenia świadomości. W czasie tych epizodów odłączał sobie wszystkie kroplówki i odmawiał interwencji medycznych. Teoretycznie nie możemy nikomu narzucić na siłe leczenia. Ale w przypadkach takich jak ten, kiedy pacjent nie jest w pełni zdolny do podejmowania własnych decyzji medycznych (samo to zagadnienie jest bardzo skomplikowanie, ale w skrócie aby móc podejmować takie decyzje, pacjent musi być w stanie zrozumieć i zwerbalizować proces chorobowy, dostepne interwencje medyczne, benefity i ryzyko z nimi związane, alternatywy, oraz przewidywany kurs w razie odmowy leczenia), decyzja od dalszym leczeniu, bądź jego braku może być podjęta przez kogoś bliskego (i tutaj w kolejność: małżonek, dorosłe dzieci, rodzice, rodzeństwo itd). W przypadku mojego pacjenta nikt z rodziny nie był dostępny, tak więc jedyną moją opcją było wystąpienie o nakaz sądowy na tymczasowe przymuszowe leczenie. I tak oto trzy razy w ciągu jednego miesiąca musiałam w środku nocy dzwonić do dyżurnego sędziego z petycją o „zniewolenie“ mojego pacjenta i przymusowe leczenie. Raz skończyło się nawet na wzywaniu ochrony i przywiązaniu pacjenta do łożka. Roboty papierkowej z tym co nie miara, ale przynajmiej mój pacjent otrzymał niezbędne leczenie.
Domeną naszego centrum medycznego jest „Każdego dnia nowe odkrycie“ (Every Day New Discovery), i w moim przypadku sprawdza się to 100% - nawet jeśli dotyczy to zgłębiania tajników legalnej medycyny ☺.
---------------------------------------------------
Quite often I get asked asked by both – my friends and random people, how many surgeries I’ve done so far. It seems quite obvious that since I’m doing surgical residency, I should be operating as much as possible. That’s quite not true! I will be operating as much as possible during later years of my residency training, but for the time being my main responsibility is to learn medicine and patient care outside of the operating room. And so, majority of my work is happening on the wards, in clinic or in the emergency department. I have to know how to diagnose a variety of problems, what signs and symptoms I cannot overlook, and what tests to order so that I can confirm or exclude some conditions on my differential list. Contrary to what most people think, many of surgical problems are treated conservatively without surgical intervention, with antibiotics, patientce and watchful waiting. Many of my post-operative patients require close medical attention; they might have uncontrolled pain, hidden bleeding, arrhythmias… I have to know how to take care of all these things. When folks on the wards are quiet, and there are some „simple“ cases going on in the OR, even me – an intern, get „my 5 minutes“ to show off/ practice my manual skills. And so, I’ve already done inguinal hernia, umbilical hernia and several different subcutaneous lesions.
I spend good portion of my time in front of the computer (since medical records are fully electronic in our hospital), ordering medications (huge protion of which are pain killers) and following up on variety of labs and radiologic tests. Consulting doctors in other specialties or talking to lab personell, physical therapy, nutritionist etc, takes tons of time as well. It’s not an easy task to figure out how to order a given medication, or what is the best test to order for my patient.
The weirdest, or most unexpected, thing I got to do during my two months of doctoring was talking to a judge! During my month of night float I had a patient, who every now and then would become delirious. At those moments of confusion, he would pull out all his IVs and refuse any medical interventions. Theoretically we can’t force treatment onto anybody. But in cases like that, when a patients is not fully capable of making his own medical decisions (the issue might be quite complicaced; shortly, in order to be able to participate in informed consent, a patient has to be able to understand and verbalize a disease process, available interventions, their risks and benefits, alternatives and the outcome if no treatment is given) the medical decisions can be made by the next of kin (in the following order: spouse, adult children, parents, siblings etc). In my patient’s case, no family members could be reached, so my only option was to petition for a medical TDO (Temporary Detention Order). And so three times in one month, I was forced to call a judge in the middle of the night and explain why I thought it was necessary to force medical interventions on this dude. Once I even had to call security and have the guy restrained. But ultimately it worked out, because my patient received proper treatment and got better.
Our medical center prides itself with the following slogan „Every Day A New Discovery“. In my case it’s 100% true, even if it means getting familiar with secrets of legal medicine :).
wtorek, 23 sierpnia 2011
Trochę zaniedbałam mojego bloga... i całe moje życie też.
Aż wstyd się przyznać że nie gotowałam od kiedy zaczęłam pracę na początku lipca; od czasu do czasu coś tam wymymodzę z półproduktów, albo stworzę jakąś sałatkę na szybko. Jedyna dobra tego strona to taka że nie mam wyrzutów sumienia odhaczając kolejne restauracje na mojej liście miejsc do wypróbowania :).
A skoro już przy listach to... niewątpliwie ułatwiają moje zabiegane życie. Oprócz listy restaurcji które chciałabym odwiedzić, mam rówież listę zakupów, listę artykułów naukowych i zagadnień medycznych do przeczytania, listę rzeczy o których chciałabym tutaj napisać. Mam nadzieję że kiedy w końcu opracuję patent na to jak upchać dwie doby rzeczy do zrobienia w dwudziestu czterech godzinach, to jakoś poodhaczam i te listy :).
A tymczasem dzisiaj przetrwałam moje pierwsze trzęsienie ziemi; a przynajmiej pierwsze wyczuwalne. Akurat byłam w gabinecie lekarskim z jednym z moich pacjentów, kiedy zatrzęsła się podłoga. Na początku myślałam że ktoś dosyć pokaźnych rozmiarów idzie po korytarzu tuż za moimi drzwiami, ale kiedy drżenie nie ustępowało, i naczynia na szafce oraz komputer na biurku zaczęły się trząść, uświadomiłam sobie że to trzęsienie ziemi. Na trzecim piętrze dało się to odczuć dosyć porządnie. Cały epizod trwał może około 10 secund, ale to wystarczyło żeby zimny pot zalał mi plecy.
---------------------------------
I blog got totally ignored lately. And so did my entire life.
It's a shame to admit that I haven't cooked since I started working at the beginning of July. Every now and then I make something from half-prepped ingredients, or I'll fix a quick salad. The only positive outcome of all that is that I finally have an opportunity to check off some of the restaurants on my list of places to try.
Since we're talking checklists... I love them. They certainly make my chaotic life easier. Except from "restaurants to try" list I have a shopping list, a list of scientific papers and medical topics to read on, a list of things to write about on my blog. I hope that when I finally find a way to fit two days worth of stuff in twenty four hours, I'll be able to check off some more stuff of these lists.
Meanwhile, I've survived my first earthquake today; or at least the first one that I could actually feel. I was seeing a patient in clinic, when the shaking began. At first I thought that someone heavy was walking outside of the office just behind my door, but when the shaking didn't stop, and jars on the counter and a computer on my desk started moving, I realized it was an earthquake. At the 3rd floor level I could definitely appreciate the motion. The whole episode lasted no longer than 10 seconds or so, but it was enough to give me goose bumps.
Aż wstyd się przyznać że nie gotowałam od kiedy zaczęłam pracę na początku lipca; od czasu do czasu coś tam wymymodzę z półproduktów, albo stworzę jakąś sałatkę na szybko. Jedyna dobra tego strona to taka że nie mam wyrzutów sumienia odhaczając kolejne restauracje na mojej liście miejsc do wypróbowania :).
A skoro już przy listach to... niewątpliwie ułatwiają moje zabiegane życie. Oprócz listy restaurcji które chciałabym odwiedzić, mam rówież listę zakupów, listę artykułów naukowych i zagadnień medycznych do przeczytania, listę rzeczy o których chciałabym tutaj napisać. Mam nadzieję że kiedy w końcu opracuję patent na to jak upchać dwie doby rzeczy do zrobienia w dwudziestu czterech godzinach, to jakoś poodhaczam i te listy :).
A tymczasem dzisiaj przetrwałam moje pierwsze trzęsienie ziemi; a przynajmiej pierwsze wyczuwalne. Akurat byłam w gabinecie lekarskim z jednym z moich pacjentów, kiedy zatrzęsła się podłoga. Na początku myślałam że ktoś dosyć pokaźnych rozmiarów idzie po korytarzu tuż za moimi drzwiami, ale kiedy drżenie nie ustępowało, i naczynia na szafce oraz komputer na biurku zaczęły się trząść, uświadomiłam sobie że to trzęsienie ziemi. Na trzecim piętrze dało się to odczuć dosyć porządnie. Cały epizod trwał może około 10 secund, ale to wystarczyło żeby zimny pot zalał mi plecy.
---------------------------------
I blog got totally ignored lately. And so did my entire life.
It's a shame to admit that I haven't cooked since I started working at the beginning of July. Every now and then I make something from half-prepped ingredients, or I'll fix a quick salad. The only positive outcome of all that is that I finally have an opportunity to check off some of the restaurants on my list of places to try.
Since we're talking checklists... I love them. They certainly make my chaotic life easier. Except from "restaurants to try" list I have a shopping list, a list of scientific papers and medical topics to read on, a list of things to write about on my blog. I hope that when I finally find a way to fit two days worth of stuff in twenty four hours, I'll be able to check off some more stuff of these lists.
Meanwhile, I've survived my first earthquake today; or at least the first one that I could actually feel. I was seeing a patient in clinic, when the shaking began. At first I thought that someone heavy was walking outside of the office just behind my door, but when the shaking didn't stop, and jars on the counter and a computer on my desk started moving, I realized it was an earthquake. At the 3rd floor level I could definitely appreciate the motion. The whole episode lasted no longer than 10 seconds or so, but it was enough to give me goose bumps.
Subskrybuj:
Posty (Atom)