"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

poniedziałek, 5 września 2011

Dosyć często zarówno znajomi, jak i przypadkowi rozmówcy pytają mnie ile operacji już zrobiłam… no bo skoro robię rezydenturę z chirurgii to przystałoby abym operowała jak najwięcej. Otóż nic bardziej błędnego!

Owszem – będę „operowała jak najwięcej“ w późniejszych latach mojej rezydentury, tymczasem jednak moim głównym zadaniem jest zdobywanie wiedzy medycznej „poza salą operacyjną“. Tak więc większość mojej pracy odbywa się „na oddziale“ bądź w przychodni/ pogotowiu. Muszę wiedzieć jak zdiagnozować różnego rodzaju skorzenia, jakich objawów nie przegapić, jakie badania czy testy zamówić żeby potwierdzić bądź wykluczyć moje podejrzenia. Wbrew przekoniom oszałamiającej większości, wiele problemów chirurgicznych leczy się konserwatywnie, bez zabiegu, antybiotykami, obserwacją i cierpliwością. Więszość pacjentów po zabiegach również wymaga dosyć bacznej uwagi: albo mają niekotrolowany ból, czasem zdarza się krwawienie, czy arytmia serca… ze wszystkim tym muszę sobie poradzić. A jak na odziale jest spokój i dzieją się jakieś mało skomplikowane zabiegi, to i ja – pierwszoroczniak, mam okazję poćwiczyć swoje zdolonści manualne. Już mam za sobą kilka zabiegów – przepuklina pachwinowa, brzuszna, kilka podskórnych torbieli.

Mnóstwo czasu spędzam przed komputerem, jako że karty pacjentów są całkowicie skomputeryzowane, na zamawianiu leków (których większość część stanowią środki przeciwbólowe) i sprawdzaniu wyników testów laboratoryjnych lub badań radiologicznych. Sporo czasu zabiera dzwonienie do innych specjalistów po konsultacje, lub laboratoriów, fizjoterapeutów, dietetyków itd. Czasem to nie lada zadanie aby w ogóle wykombinować jak zamówić dany test/ lekarstwo/ czy kto będzie najlepszą osobą aby pomóc mi czy moim pacjentom.

Najbardziej niespodziewanym zadaniem z jakim się zetknęłam w czasie moich dwóch miesięcy „doktorowania“ były rozmowy z sędzią! W czasie mojego miesiąca nocek, miałam jednego pacjenta, który co jakiś czas miewał zaburzenia świadomości. W czasie tych epizodów odłączał sobie wszystkie kroplówki i odmawiał interwencji medycznych. Teoretycznie nie możemy nikomu narzucić na siłe leczenia. Ale w przypadkach takich jak ten, kiedy pacjent nie jest w pełni zdolny do podejmowania własnych decyzji medycznych (samo to zagadnienie jest bardzo skomplikowanie, ale w skrócie aby móc podejmować takie decyzje, pacjent musi być w stanie zrozumieć i zwerbalizować proces chorobowy, dostepne interwencje medyczne, benefity i ryzyko z nimi związane, alternatywy, oraz przewidywany kurs w razie odmowy leczenia), decyzja od dalszym leczeniu, bądź jego braku może być podjęta przez kogoś bliskego (i tutaj w kolejność: małżonek, dorosłe dzieci, rodzice, rodzeństwo itd). W przypadku mojego pacjenta nikt z rodziny nie był dostępny, tak więc jedyną moją opcją było wystąpienie o nakaz sądowy na tymczasowe przymuszowe leczenie. I tak oto trzy razy w ciągu jednego miesiąca musiałam w środku nocy dzwonić do dyżurnego sędziego z petycją o „zniewolenie“ mojego pacjenta i przymusowe leczenie. Raz skończyło się nawet na wzywaniu ochrony i przywiązaniu pacjenta do łożka. Roboty papierkowej z tym co nie miara, ale przynajmiej mój pacjent otrzymał niezbędne leczenie.

Domeną naszego centrum medycznego jest „Każdego dnia nowe odkrycie“ (Every Day New Discovery), i w moim przypadku sprawdza się to 100% - nawet jeśli dotyczy to zgłębiania tajników legalnej medycyny ☺.

---------------------------------------------------

Quite often I get asked asked by both – my friends and random people, how many surgeries I’ve done so far. It seems quite obvious that since I’m doing surgical residency, I should be operating as much as possible. That’s quite not true! I will be operating as much as possible during later years of my residency training, but for the time being my main responsibility is to learn medicine and patient care outside of the operating room. And so, majority of my work is happening on the wards, in clinic or in the emergency department. I have to know how to diagnose a variety of problems, what signs and symptoms I cannot overlook, and what tests to order so that I can confirm or exclude some conditions on my differential list. Contrary to what most people think, many of surgical problems are treated conservatively without surgical intervention, with antibiotics, patientce and watchful waiting. Many of my post-operative patients require close medical attention; they might have uncontrolled pain, hidden bleeding, arrhythmias… I have to know how to take care of all these things. When folks on the wards are quiet, and there are some „simple“ cases going on in the OR, even me – an intern, get „my 5 minutes“ to show off/ practice my manual skills. And so, I’ve already done inguinal hernia, umbilical hernia and several different subcutaneous lesions.

I spend good portion of my time in front of the computer (since medical records are fully electronic in our hospital), ordering medications (huge protion of which are pain killers) and following up on variety of labs and radiologic tests. Consulting doctors in other specialties or talking to lab personell, physical therapy, nutritionist etc, takes tons of time as well. It’s not an easy task to figure out how to order a given medication, or what is the best test to order for my patient.

The weirdest, or most unexpected, thing I got to do during my two months of doctoring was talking to a judge! During my month of night float I had a patient, who every now and then would become delirious. At those moments of confusion, he would pull out all his IVs and refuse any medical interventions. Theoretically we can’t force treatment onto anybody. But in cases like that, when a patients is not fully capable of making his own medical decisions (the issue might be quite complicaced; shortly, in order to be able to participate in informed consent, a patient has to be able to understand and verbalize a disease process, available interventions, their risks and benefits, alternatives and the outcome if no treatment is given) the medical decisions can be made by the next of kin (in the following order: spouse, adult children, parents, siblings etc). In my patient’s case, no family members could be reached, so my only option was to petition for a medical TDO (Temporary Detention Order). And so three times in one month, I was forced to call a judge in the middle of the night and explain why I thought it was necessary to force medical interventions on this dude. Once I even had to call security and have the guy restrained. But ultimately it worked out, because my patient received proper treatment and got better.

Our medical center prides itself with the following slogan „Every Day A New Discovery“. In my case it’s 100% true, even if it means getting familiar with secrets of legal medicine :).

1 komentarz:

thern pisze...

faktycznie, nieźle z tym sędzią. Nie wiedziałam, że w razie czego to na liscie najpierw jest małżonek a potem dopiero rodzice.. myślałam, ze odwrotnie..