"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

poniedziałek, 17 października 2011

Moja “podyplomówka” za amputacji prawie dobiega końca. I bardzo się z tego cieszę. Jeszcze zostało mi tylko 6 dni na chirurgii naczyniowej… i wcale mi nie jest przykro z tego powodu. Pracy jest co nie miara, pacjenci są bardzo chorzy… do tego stopnia że takiego typowego “naczyniowca” nie da się wyleczyć choćby nie wiem jak się próbowało. Prawie każdy ma cukrzyczę, niewydolność serca, nadciśnienie no i… oczywście jakiś problem naczyniowy. Miesiąć na naczyniówce z perspektywy stażysty nie wygląda zbyt kolorowo. Pacjentów jest dużo, roboty papierkowej co nie miara, cały czas coś komuś dolega więc co chwile dostaję mój pager się odzywa. A jak już uda mi się iść na salę operacyjną to na… amputację! Już mam ich za sobą ponad 10!!! – paluchy, stopy, poniżej kolana, powyżej kolana… do końca tego tygodnia zostanę amputacyjnym specjalstą! Nie lubię tych zabiegów jak nie wiem – ale to są właśnie zabiegi na poziomie stażysty i… wszystkiego trzeba się nauczyć. W każdym razie bez względu na ilość zrobionych amputacji, zawsze gdy podnoszę piłę elektryczną (albo ręczną – już sama nie wiem które doświadcznie jest bardziej traumatyczne) i zabieram się za piłowanie nogi, ogarnia mnie niesmak i… czuję się bardzo nieswojo! Nie znajduję nic satysfacjonującego w pozbawianiu kogoś kończyn. Owszem, są ciekawe i bardziej wyrafinowane zabiegi na chirurgii naczyniowej jak przepływy omijające, naprawa tętniaka na aorcie czy usuwanie płytki miażdżycowej z tętnicy szyjnej… ale niesety nie dla psa kiełbasa! Tego typu zabiegi są poza ekspertyzą stażysty! No ale przynajmniej jest nadzieja że jak wrócę na chirurgię naczyniową za rok czy dwa, z większym doświadczeniem i możliwością robienia bardziej “technicznych” procedur, to ta dziedzina chirurgii wkupi się spowrotem w moje łaski…

-----------------------------------------------------------------------

My amputation fellowship is coming to the end… and I’m quite happy about that. I only have 6 days left on vascular surgery and I’m not going to get overly sad about it. I’m swamped with work, my patients are extremely sick… so sick that an average “vasculopath” can’t be cured, no matter how hard I try. Almost every single one of them has diabetes, heart failure, hypertension and… some vascular problem, of course.
A month on vascular service is not too glorious from an intern’s perspective. I have tons of patients, piles of paper work; folks are always in need and my pager never stops beeping. And if I’m lucky enough to finish my scut work in time, I get to go to OR to do … some sort of amputation. I have more than 10 on my record!!! – toes, whole feet, below-the-knee, above-the-knee. Before this week is over, I’m going to be an amputation specialist. I don’t like these procedures – but these are “intern-level” operations and I have to learn how to do it. Regardless of having done few of these amputations, every single time when I lift an electric saw (or a hand saw – I don’t even know which of these experiences was more traumatic), and I’m about to chop somebody’s leg off, I feel awful and uncomfortable. I’m not finding anything gratifying in depriving somebody of their extremities. There are some very technical and much refined procedures in vascular surgery; for example arterial bypasses, aneurysms repairs or removing atherosclerotic deposits from carotid arteries in the neck… but they’re not my share! These procedures are too advanced for my level, and they usually go to upper-level residents.
But there is a chance that when I come back to vascular surgery service next year, with more experience and better surgical skills, I might get to do some of these “cooler” procedures and I will actually enjoy it.

4 komentarze:

laura pisze...

ja tylko raz bylam na sali podczas amputacji nogi, wiele lat temu. Wcale nie podobal mi sie ten zabieg..brrr

Lois B pisze...

I had never thought about how horrible it would be to deprive someone of their extremities, but where would they be without this kind of procedure?

madkasia pisze...

Lois! I would say that more than 75% of vascular patients are extremely sick... they have diabetes, heart problems, and of course vasculopathies (variety of venous or arterials disorders). Amputation is absolutely the last resort for non-healing or chronically infected wounds. If they don't have a good blood supply to an arm or a leg, no matter how hard they try they are not going to heal their wound; their infection can spread to their entire body and kill them.
It this setting, when it is the only chance for prevention of life threatening infection, amputation doesn't sound all that barbarian... or does it?

thern pisze...

nie wyobrażam sobie, jak to jest czuć się jak musisz komuś odciać nogę.. brrr!!!