Dawno nie było o medycnie… pomysłów mam dużo,
ale czasu nigdy nie wystarcza.
Drugi
rok rezydentury, przynajmniej w przypadku chirurii jest zdecydowanie bardziej
forsujący i wymagający niż staż (w dyscyplinach niechirurgicznych po stażu już
zazwyczaj jest z górki). Godziny pracy są dłuższe niż na pierwszym roku; teraz
według przepisów możemy brać dyżury 24 godzinne (na pierwszym roku maksymalna
zmiana nie mogła przekraczać 16!), no i mamy coraz więcej odpowiedzialności…
nie tylko za własnych pacjentów, ale czasem trzeba pomóc podejmować decyzje
nowym pierwszo-roczniakom.
Jeśli
chodzi o wiedzę medyczną, głownym celem pierwszego roku było opanowanie
“normalnej fizjologii” pacjentów, którzy mają rutynowe zabiegi i nauczyć się z
łatwością rozpoznawać i rozwiązywać najczęstsze pooperacyjne komplikacje, oraz
wiedzieć jak nie dopuścić żeby błahy problem zamienił się w medyczną
katastrofę. Założenie jest
że po pierwszym roku każdy zna patofizjologię przepuchliny, zapalenia wyrostka
robaczkowego, woreczka żółciowego, i wie jak postępować w przypadku prostych
problemów jak kontrola poooperacyjnego bólu, czy niewydolnośći układu moczowego
oraz potrafi rozpoznać kiedy wszystko się wali i pali i czas najwyższy
powiadomić lekarza prowadzącego i wezwać pomoc!
I
tutaj ja wkraczam do akcji. Bo drugi rok skupia się na pacjentach w stanie
krytycznym, chirurgii urazowej (traumatycznej) oraz tajnikach intenswynej
terapii. Według mojego grafiku 14 tygdonii w tym roku spędzę na odziale
intensywnej opieki chirurgicznej, 7 tygodni na urazówce (w dodatku do 2-3
dyżurów weekendowych w miesiącu an urazówce). Jakby nie patrzeć, połowę mojego
drugiego roku spędzę z pacjentami którzy są ledwo żywi i będę musiała trzymać
ich przy życiu na przekór wszystkiemu.
Właśnie
rozpoczęłam szósty tydzień dyżurów nocnych na intensywnej opiece chirurgicznej
(dzięki Bogu nie szósty tydzień z rzędu J). Pierwsze 3-4 noce były przerażające. No bo jak tu się nie bać kiedy
jestem sama na oddziale z około 20-30 pacjentami… niektórzy tak chorzy że aż
trudno uwierzyć i ogarnąć. Jest jeden lekarz prowadzący w szpitalu, ale często
na sali operacyjnej z jakimś nagłym przypadkiem.
Pierwszy raz gdy miałam pacjęta z nagłym
ustaniem krążenia… wzięłam głęboki oddech i kierowałam resuscytacją… nawet nie
musiałam korzystać z pomocy mojej ściągi kieszonkowej z dawkami leków. Ale jak
już przywróciliśmy temu pacjentowi spotnaniczne krążenie i ogrom sytuacji do
mnie dotarł, to nogi się pode mną ugięły i oblałam się zimnym potem.
Zadziwiające że sama nie potrzebowałam resucitacji oddechowej.
Kolejne przpadki nie były już aż tak
drastyczne… ale nogi z waty i tak miewam od czasu do czasu – szczególnie przy
samodzielnych wkłuciach centralnych. Już sama nie wiem ile ich zrobiłam – na
pewno ponad 20, może nawet ponad 30… ale i tak przerażają mnie niesamowicie.
Tymczasem cieszę się że weekend dziękczynny
się skończył i może kilka spokojnych nocy nastanie… bo w samo święto
dziękczynienia mieliśmy sześciu pacjentów z ranami postrzałowymi (chociaż byłam
święcie przekonana że wypadki drogowe byłyby większym problemem).
___________________________________________________
It’s been a while since I last wrote about
medical stuff. I have ideas, just not enough time to share them here.
The 2nd year of residency, at least
in surgery, is much harder and demanding than intern year (in non-surgical
specialties after the inter year it’s definitely “down the hill”). I work
longer hours; according to the rules now I’m allowed to work 24-hour shifts
(while as an intern I was not supposed to work longer than 16 hours), and now I
have more responsibilities… no only for my own patients, but also every now and
then I have to step up and help new interns in managing their tasks.
When it comes to medical knowledge, the main
purpose of the first year was to learn “normal physiology” and know how to take
care of patients undergoing routine surgeries. An intern has to be able to recognize
and deal with common post-operative complications and prevent them from turning
into medical disasters. It’s assumed that having finished their internship, residents
know patho-physiology of appendicitis, gall bladder infection and are well
versed in management of postoperative pain, decreased urine output and are able
to recognize that things are going south and when it’s time to escalate, notify
the attending and ask for help.
And this is where I, in my new role, come into
the picture. The second year of residency concentrates on critically ill
patients, trauma surgery and secrets of intensive medical/ surgical care.
According to my schedule this year I’m going to spend 14 weeks in STICU
(surgery/trauma intensive care unit), 7 weeks on trauma surgery (in addition to
2-3 weekend calls per month on trauma). The count is easy… almost half of my
second year I’m going to spend taking care of extremely sick people who try to
die on my every minute.
I’ve just started my 6th week of
night shifts in STICU (thank God it’s not 6th week in a row J). First 3-4 nights were scary like
hell. But I would have to be crazy not to be afraid to take care of 20-30
patients who are so sick that it’s hard to wrap my mind around. I have one
attending in-house every night, but often times they are busy in the operating
room.
First time when I had a patient with cardiac
arrest… I took a deep breath and led the team in resuscitating efforts… and to
my surprise I didn’t even have to use my pocket cheat sheet with medication
doses. But when we brought the guy back to life and I realized what had just
happened, my knees buckled and cold sweat poured down my back. I was surprised
I didn’t need CPR myself.
The cases that followed were not nearly as
dramatic, but I still have shaky legs every now and then; especially when it
comes to doing central lines all by myself. I don’t even know how many I’ve
done so far… at least 20, or even 30, but I’m just scared out of my mind every
time I have to do one.
Meanwhile, I’m glad that Thanksgiving weekend
is over and hopefully few quiet nights will follow. On Thanksgiving night
itself we had 6 patients with a variety of gun shot wounds (although I expected
that car accidents would be a bigger issue at that particular time).
1 komentarz:
jak się to czyta, to aż mi sie nogi z waty robią! Super, ze tak sobie radzisz, każdy dyżur uczy Cię czegoś nowego. Trzymam kciuki za wszelkie ciezkie sytuacje!
PS. myślałam, ze z ranami postrzałowymi to najwięcej przypadków jest w Labor Day, a nie w Thanksgiving?
Prześlij komentarz