Sheridan, Wy --> Cody, Wy (147 miles / 237 km)
Pomimo że już prawie miesiąc minał od naszej wyprawy,
wspomnienia jak narazie żywe i niewyblakłe. W poniedziałek rano wyjechaliśmy z
Sheridan i kontynuowaliśmy na zachód à
następny przystanek to Cody, Wyoming.
Te wakacje całkowicie pokrzyżowały nasze plany na
przyszłość. Oboje całkowicie zakochaliśmy się w “dzikim zachodzie”. To że mi
się podobało, w ogóle mnie nie dziwi, bo ja lubię takie klimaty, ale Mike
całkowicie mnie zaszkoczył.
Krajobrazy były zdecydowanie bardziej urozmaicone niż
całkowicie płaskie stepy z poprzedniego dnia. Gdy tylko wjechaliśmy w region
gór Bighorn, Mike stwierdził że przeprowadzamy się do Wyoming do rancha u
podnóża gór :).
Wiele miejscowości które mijaliśmy tego dnia to wioski z
prawdziwego zdarzenia – niektóre miały tylko kilkadziesiąt mieszkańców. W
porównaniu do nich, Cody to prawdziwa metropolia – miasto liczy około 9000
mieszkańców, ma szpital, lotnisko, wybór sklepów i restauracji. (Kiedyś pewnie
bym nawet nie zwróciła uwagi czy miasto ma szpital, ale jako chirurg byłabym
bezrobona w mieście bez szpitala). Miasto jest najbardziej znane ze względu na
powiązania z Dzikim Billem (Wild Bill) – który był jednym z założycieli miasta
w XIX wieku, a później stał się legendarnym bohaterem wielu
westernów. Nie poszliśmy z Mikiem do Muzeum Dzikiego Billa, bo zdecydowaliśmy że jeszcze się tam wybierzemy i musimy coś zostawić na następny raz.
westernów. Nie poszliśmy z Mikiem do Muzeum Dzikiego Billa, bo zdecydowaliśmy że jeszcze się tam wybierzemy i musimy coś zostawić na następny raz.
Wybraliśmy się natomiast na zakupy i… kupiliśmy prawdziwe
kowbojskie buty! Ja już planowałam to od dawna – bo ostatnie kowbojskie
podróbki, których właścicielką stałam się przez przypadek, okazały się jednymi
znajwygodniejszych butów jakie kiedykolwiek miałam. Główna ulica Cody miała
mnóstwo sklepów z artykułami kowbojskimi i sztuką indiańską; do wyboru do
koloru – można było znaleźć wszystko od taniego badziewia dla turystów, po
prawdziwe, ręcznie robione dzieła sztuki. I tak oto zostałam właścicielką
pięknych, niestety nie ręcznie robionych butów (bo na takie nie mogłam sobie
narazie pozwolić). Nawet Mike skusił się na kowbojskie buty, i do końca wakacji
nie mógł się nadziwić jakie one są wygodne.
Wieczorem wybraliśmy się obejrzeć zachód słońca z Zapory
Dzikiego Billa nad rzeką Shoshone. I
marzyliśmy sobie co by było gdybyśmy pewnego dnia przeprowadzili się do
Wyoming…
-----------------------------------------------------------
Despite the fact that the entire month has passed by since
our vacation, the memories are still vivid.
On Monday morning we left Sheridan and continued our journey west à
to our next stop – Cody, Wyoming.
This vacation has completely altered our plans for the
future. We both totally fell in love with the Wild West. I’m not surprised that
I like that, because I’m all about the mountains and the nature… but Mike was
quite an astonishment.
The views were far more exciting than flat prairies from
the previous day. As soon as we entered the Bighorn Mountain area, Mike
announced that we were moving to Wyoming, to a ranch house at the feet of the
mountains :).
Many towns we passed were really secluded and had less
than a hundred of inhabitants. That makes Cody a real metropolis – a city with
population of more than 9000, with an airport, hospital, grocery stores and
restaurants. (Once upon a time I wouldn’t even care if a place had a hospital,
but as a surgon, I would be unemployed without one). The city is most well known because of
Buffalo Bill, who was one of the city founders in the mid 19th century,
and then he became a legendary character known from westerns. We ended up not
going to Buffalo Bill Museum, because we knew we’re coming back, so we had to
save something for the next time.
We went shopping instead, and each of us bought a pair of authentic
cowboy boots. I had been scheming it for a long time; my last pair of cowboy
boots, or rather imitation of such ended up being one of the most comfortable
boots I ever owned. The main street of Cody was full of little shops with
cowboy themed stuff and Native American art; one could find there anything from
cheap touristy garbage to really unique, beautiful and overpriced masterpieces.
And so I became an owner of beautiful, unfortunately not hand made boots…
(maybe next time I can afford the hand made). Even Mike ended up buying a pair
of cowboy boots and he couldn’t believe how comfy they were.
In the evening we watched a sunset from Buffallo Bill Dam
on the Shoshone River, just outside the town. And we dreamed about moving to
Wyoming, at some point in the future….
3 komentarze:
Kasiu, mam pytanie.
Jest całkiem sporo blogów prowadzonych przez lekarzy i studentów medycyny. Lwia ich część nie ujawnia swoich danych, często nawet imion, nie wspominając już o zdjęciach. Czy nie miałaś ani chwili zwątpienia, że to dobry pomysł ? Czy znasz inne blogi, podobne do Twojego, których autorzy również sa tak otwarci, jak ty ? Nie masz potrzeby ukrywania swojej tozsamości ? Czy może tylko w Polsce blog jak Twój raczej nigdy by nie zaistniał ?
Mój blog nie powstał z myślą o medycynie... z czasem trochę medycyny się do niego zakradło. Na początku zaczęłam pisać bo... nie miałam czasu na mailowanie i coraz trudniej było mi pozostać w kontakcie z przyjaciółmi i znajomymi w Polsce. Stąd pomysł na bloga. W związku z tym mój blog nigdy nie był "pamiętnikiem" ani miejscem gdzie mogłam wlać wszystkie swoje żale, zwątpienia, czy nawet naprawdę bliskie mojemu sercu radości! Z czasem trochę więcej przemyśleń się do niego zakradło...
Generalnie mam zasadę, że jeśli nie chcę żeby świat o tym wiedział (co także dotyczy moich potencjalnych pacjentów), nie umieszczam tego na blogu.
Ponadto - nie wiem czy ktoś mógłby mnie tak po prostu znaleźć poprzez blogspot. O wiele łatwiej jest jest mnie wyszukać na google. Pierwsze kilka stron po wpisaniu mojego imienia to linki do mojego facebooka - gdzie każdy może zobaczyć jak wyglądam, co jadłam na obiad, na kogo głosowałam w wyborach, gdzie byłam na wakacjach etc...
I tu znowu moja dewiza -- nie umieszczam na facebooku rzeczy którchy nie chcę żeby świat o mnie wiedział...
na facebooku można sobie wszystko zablokować, aby nikt poza Twoimi znajomymi nie widział nic. Tylko cover pohotos się nie da zablokować. Ja mam wszystko zablokowane:)
Prześlij komentarz