"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

niedziela, 10 kwietnia 2011

Żeby nie wyszło, że tylko się obżerałam w tym Rzymie, to podzielę się "niekulinarnymi" spostrzeżeniami.

Najbardziej cieszę się z odwiedzin u przyjaciół. Przyjaźń można latami pielęgnować w listach i przez telefon, ale jednak raz na jakiś czas potrzebne jest takie osobiste spotkanie. Żadne zdjęcia nie ujmą błysku oka prawdziwej radości i nic nie zastąpi uścisku i obecności. No ale dosyć tego sentymentalizmu.

Spodobał mi się Rzym… no może z wyjątkiem pogody. Wiosna dopiero co się zaczęła, a temperatury już sięgają mojego górnego limitu. W lipcu i sierpniu byłoby nie do wytrzymania dla mojego zimnolubnego organizmu. Nie mogłam się nasłuchać tego włoskiego muzykalnego gwaru i napatrzeć na ich pełne gestykulacji rozmowy.

Nieco zaskoczyły mnie "czasowe paradoksy". Z jednej strony czas wydaje się tam być pojęciem względnym – wszystko toczy się jakby w zwolnionym tempie, dzień nie odbyłby się bez popołudniowej sjesty, dni zaczynają się późnym rankiem i kończą długą późną kolacją w restauracji… a jednak czas to pieniądz. Włosi w drodze do pracy w kawiarniach zjadą poranną bułeczkę i wypiją espresso… na stojąco!!!

Największe wrażenie jednak zrobiły na mnie zatłoczone ulice Rzymu. Nawet zapchane filmowe ulice nie oddaja rzeczywistego zgiełku. Na wąskiej uliczce z samochodami zaparkowanymi po jednej stronie ulicy a motorami po drugiej, gdzie ledwo został jeden pas ruchu, jakimś cudem upychają się dwa samochody i jeszcze motor się między nimi przeciśnie. Komunikacja świetlna wydaje się być nikomu niepotrzebnym do szczęścia utrudnieniem, a policjant na środku skrzyżowania nie wydawał się zbyt sfrustrowany, gdy tylko niektórzy zwracali uwagę na jego wskazówki. Przejścia dla pieszych są całkowicie opcjonalne i trzeba po prostu zebrać się na odwagę i wyskoczyć na drogę w pewnym momencie, bo inaczej nikt się nie zatrzyma i nie przepuści.

Zaliczyliśmy z mamą ważniejsze zabytki na piechotę - nogi odczuwały skutki tej naszej wycieczki przez kilka dni po powrocie; byłyśmy na polskiej mszy w krypcie Bazyliki Św. Piotra, wspięłyśmy się na kopułę. Stamtąd przespacerowałyśmy się do Zamku Św. Anioła, który historycznie był warownią papieską. Odwiedziłyśmy Koloseum, Forum Romanum, Fontannę di Trevi, Schody Hiszpańskie i wiele innych „gorących punktów turystycznych”. Najbardziej jednak spodobała mi się wyprawa po Rzymie motocyklem z narzeczonym przyjaciółki! Adrenalinka nieźle dawała się we znaki gdy po zatłoczonych w godzinach szczytu ulicach przepychaliśmy się na piątego i szóstego. No ale dzięki temu z przedmieścia do samego centrum dotarliśmy w niecałe 15 minut (zamiast godziny)!

----------------------------------------------------

I feel like I should write something more about Rome, otherwise you’ll think that I only stuffed my mouth with food (which wouldn’t be too far from reality).

The best part of the whole trip was visiting with friends. One can e-mail, write letters and talk on the phone with friends for years, but every now and then it’s a must to visit in person. No pictures can express the spark of happiness in your friend’s eyes, and nothing can substitute for a hug and presence. But it’s enough of this sentimentalism!

I loved Rome… with exception of the weather, perhaps. The spring had just arrived and temperatures reached mid-80s. June and July would be unbearable for my cold-loving body. I could not listen enough to that rhythmical, musical Italian noise, or look at those conversations full of gestures, as if everybody talked in sign language.

“Time paradox” was quite surprising to me. On one hand, the time is a quite relative phenomenon for Italians; everything seems to be happening "on its own" as if in slow motion; a day can’t exist without an afternoon siesta, days start late in the mornings and end right before midnight with dinners in restaurants. On the other hand, time is money; on their way to work Italians stop in small cafes, and eat their morning pastries and drink their espressos... in a standing position at the bar!!!

I could not believe how packed the city was. Even the crowded streets in the movies don’t show the extent of this ever-present clutter. In a super-narrow alley with cars parked on one side and motorbikes on the other, with only one lane left in the middle Romans can still fit two cars and a scooter in between them. Traffic lights seem to complicate life unnecessarily, and police officers were not bothered by inattentive drivers. Pedestrian crossings are only an option, and you just have to be brave enough to start walking; otherwise no one will stop and you’ll never cross to the other side.

With an exception of a short car ride through the city, and a couple of metro/bus rides, we saw most of Rome on foot. We went to a Polish mass at Saint Peter’s Basilica, and we climbed its dome afterwards. Then we walked to Castel Sant’Angelo that historically was used by popes as their fortress. We saw the Coliseum, Forum Romanum, Fountain di Trevi, Spanish Stairs and few more touristy hot spots. My favorite part of the trip, however, was a motorcycle ride through Rome during afternoon rush hours with my friend’s fiancé. I could feel adrenaline rush through my vessels when we had to fold our side view mirrors when trying to squeeze in between cars, scooters and pedestrians. But thanks to this daredevil ride we made it from the suburbs to Piazza Navona in the heart of Rome in 15 minutes instead of an hour.

Bazylika i Watykan przez dziurkę od klucza.
A peek-a-boo view of St. Peter's dome through the keyhole on the gate to the headquarters of the Knights of Malta on Rome's Aventine Hill.



Bazylika tuż przed świtem.
St. Peter's Basilica just before dawn.

W tle Circo Massimo - największy stadion starożytnego Rzymu gdzie odbywały się wyścigi rydwanów.
With Circo Massimo in the background - the largest stadium of the ancient Rome where chariot races were held.


Z Agnieszką - miejsce raczej nie wymaga komentarza ;)
With Agnieszka at rather obvious location.


Z mamusią na tle Forum Romanum.
With my mom with Forum Romanum at the background.


Moja pamiętna wyprawa przejażdżka motorem.
My unforgettable motorcycle ride.



Hiszpańskie schody/ Spanish Stairs

Doskonały okaz włoskiego ruchu na Placu Weneckim.
Perfect example of Italian traffic at Piazza Venezia.

1 komentarz:

thern pisze...

Też sie bardzo cieszę, ze się spotkałyśmy! Chociaż może troszkę było za krótko, ale najważniejsze że się udało!:)
Podoba mi się bardzo Twój opis Rzymu - oczami przybysza. Ja już troszkę inaczej na to wszystko patrzę, pewnie dlatego, że już się nieco z tym wszystkim oswoiłam:)