Znacie pewnie z własnego doświadczenia uczucie ulgi, które wypełnia was kiedy po dosyć długim opóźnieniu w końcu podstawiają pociąg albo samolot i wiecie że bez względu na to czy zdążycie na przesiadkę czy nie, to będziecie bliżej celu podróży. Doświadczenia dwóch ostatnich dni uświadomiły mi żeby nie „ulgować się“ za wcześnie.
Moja ostatnia rozmowa kwalifikacyjna, w Columbus w stanie Ohio przypadła na 3 lutego. I akurat tak się złożyło że w tym samym czasie połowa Ameryki została sparaliżowana przez śnieżyce jakie mało kto pamięta. Ja od kilku dni śledziłam prognozy pogody i komunikaty lotniskowe, i okazało się że moja podróż z przesiadką w Philadelphii powinna odbyć się bez większych komplikacji. Kiedy w dniu wylotu dotarłam na lotnisko, okazało się że mój lot do Philly jest opóźniony; ale że wcześniejszy samolot jeszcze nie odleciał, udało mi się bez problemu przebookować bilety na ten wcześniejszy lot. Cała podróż miała trwać 45 minut. Jakież było moje ździwienie kiedy po ponad godzinie wciąż byliśmy wysoko w powietrzu bez perspektywy na szybkie wylądowanie. W tym samym momencie pilot poinformował nas, że widoczność w Philadelphii jest bardzo kiepska i musimy pokołować aż pojawi się okazja na bezpieczne wylądowanie. Minęło kolejne 30 minut a mgła nie chciała się rozproszyć; paliwa w samolocie coraz mniej więc zapadła decyzja że trzeba wracać, i tak oto dwie i pół godziny po wystartowaniu, byłam dokładnie tam gdzie zaczęłam, bez szans na złapanie mojego połączenia.
Udało mi się znaleźć w końcu inny lot z przesiadką w Nowym Jorku, i dotarłam do Columbus ostatnim nieodwołanym samolotem… zmarnowana ponad 9 godzinna podróżą; a jazda samochodem zajęłaby mi 8 godzin!!!
Szpital uniwersytecki w Ohio State University okazał się pierwszorzędny, więc ucieszyłam się że ta cała moja tułaczka nie poszła na marne! Ale podróż powrotna również nie odbyła się przez przygód. Tuż po dotarciu do hotelu dostałam wiadomość od portalu Expedia, za pomocą którego dokonuje rezerwacji hotelowych i samolotowych, żebym skontaktowała się z nimi w sprawie zmian w moim rozkładzie. Po ponad godzinnym słuchaniu muzyki przez telefon, uprzejmy głos poinformował mnie że mój samolot powrotny następnego dnia został odwołany z powodu oczekiwanej śnieżycy i kolejny będzie dopiero za dwa dni! Nie mając innego wyjścia, zaakceptowałam przymusowe przedłużenie mojej podróży. Następnego ranka przed moją rozmową coś mnie tknęło i sprawdziłam status lotów. Okazało się że mój „oryginalny“ samolot ma odlecieć o czasie. Jakież było moje ździwienie kiedy zadzowniłam do linii lotniczych i dowiedziałam się że nie ma już na tym samolocie miejc! W każdym razie udało mi się znaleźć inne połączenie i wróciłam do domu nawet wcześniej niż miałam w planach.
Cieszę się że etap rozmów już za mną i w końcu mogę sobie odpocząć od samolotów i hoteli!
"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz