W tym roku miałam namiastkę prawdziwych polskich świąt w postaci wspólnego wypieku makowca i pierogów wigilijnych razem z koleżanką. Same święta, po czterech czy pięciu latach przerwy, spędziliśmy z Mika rodziną u jego brata w Indianie. Były prezenty, choinka, wyprawa do kościoła na jasełka; oprócz opłatka jednak nie było żadnych polskich akcentów. Może za rok znowu zrobię święta z prawdziwego zdarzenia u nas w domu.
Nie pomyślcie sobie, że było całkowicie smutno i monotonnie. Święta były w tym roku białe i zimowe, o czym w Virginii raczej możnaby tylko pomarzyć. Tak więc w Boże Narodzenie wybraliśmy się na górkę… bo na miano sanek to raczej nie zasługuje. Podobno drewniane sanki, na których mnie ciągali rodzice jak byłam dzieckiem, uważa się obecnie za niebezpieczne. Tak więc zjeżdzaliśmy na „steropianowych matach“, które moim zdaniem są zdecydowanie mniej bezpieczne niż tradycyjne sanki z płozami. Moje plecy i kręgosłup odczuwały skutki takiej maty jeszcze tydzień po saneczkowaniu.
No i w drodze ze świąt zatrzymaliśmy się w West Virginii na nartach – co prawda tylko na jeden dzień, ale było kapitalnie!
2 komentarze:
a czemu takie stare sanki są niebezpieczne? bo z nich wyżej się spada?:)
może dlatego że wyżej się spada, a może dlatego że szybciej jadą i się ma nad nimi mniej kontroli... kto to wie...
Prześlij komentarz