"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

niedziela, 28 listopada 2010

Muszę przyznać że jak narazie lubię to moje podróżowanie na rozmowy kwalifikacyjne. Cały ten proces nazywa się tutaj „Interview Trail“ i jest on doświadczeniem samym w sobie. Tak jak napisałam w poprzednim poście, nie tylko ja się chcę pokazać w jak najlepszym świetle, ale szpitale starają się zaimponować żebym to ich wybrała, a nie kogoś innego. Porównując cały ten proces do moich kilku rozmów sprzed czterech lat, kiedy to próbowałam się dostać na medycynę, to ten jest zdecydowanie mniej stresujący.

Do tej pory miałam już 5 rozmów; trzy w Philadelphii i okolicach, jedną w Saint Louis i jedną w blisko nas, w szpitalu gdzie niedawno miałam okazję odbywać miesięczne praktyki. W Philadelphii najbardziej odpowiadała mi różnorodność restauracji i polska dzielnica z polskimi sklepami. Miasto jest super, ale do odwiedzenia; tak więc już wiem że nie będzie na szczycie mojego rankingu. St. Louis zrobiło na mnie super wrażenie, ale o tym będzie osobny post.

Wiele osób, które spotkałam w czasie mojego „wywiadowczego szlaku“ składa podania do tych samych instytucji co ja, tak więc będę miała okazję spotkać się z nimi po kilka razy w różnych miejscach. Wszystkie te wyprawy więc są nie tylko okazją do wyrobienia sobie opinii o różnych programach oficjalnymi drogami, ale także poprzez rozmowy z moimi konkurentami, którzy znają niektóre programy z „pierwszej ręki“. Zazwyczaj moje wizytacje trwają dwa dni. Wieczorem na „dzień przed“ większość programów zaprasza mnie na obiad/ kolację, gdzie w mniej formalnej atmosferze mam okazję poznać obecnych rezydentów i czasem lekarzy profesorów, i dopiero następnego dnia odbywają się oficjalne rozmowy kwalifikacyjne.

Większość rozmów odbywa się bezstresowo – po prostu rozmowa o wszystkim. Moje referencje i CV dla większości wystarczy jako świadectwo że nadaję się na lekarza/ chirurga, tak więc rozmowa zazwyczaj obraca się wokół mojego codziennego życia, doświadczeń, osobowści. No i tutaj muszę przyznać że mam trochę łatwiej niż niektórzy z moich znajomych z którymi rozmawiałam na temat ich doświadczeń. Zawsze wychodzi w tych rozmowach fakt że pochodzę z Polski, że przyjechałam tutaj jako dorosła osoba i… zazwyczaj udaję mi się stamtąd poprowadzić rozmowę na „moje tory“ gdzie czuję się komfortowo i… mogę pokazać to co odróżnia mnie od 99% kandydatów.

Jedyne co nie do końca mi odpowiada w tym całym procesie to ilość podróżowania. Narazie nie jest źle, bo prawie wszędzie mogłam jechać samochodem. Dopiero w styczniu zacznie się latanie po całej Ameryce. Ale takie życie w biegu, na walizkach, spanie w hotelach, i stersowanie czy nie będzie korków, albo opóźnien samolotów jest samo w sobie stresujące.

1 komentarz:

thern pisze...

a "Twoje tory" to co? Pytaja coś o Polskę?:)
Trzymam kciuki za te wszystkie rozmowy!