"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

W tym miesiącu mieliśmy „piątek trzynastego“. Cała przesądna kultura otaczająca ten „pechowy piątek“ sprawiła że przeprowadziliśmy z Mikiem analizę porównawczą przesądów w naszych krajach. Okazuje się że pomimo ogromnych odległości i różnic kulturowych ludzie i w Polsce i w Ameryce wierzą w podobne zabobony… z kilkoma tylko wyjątkami. „Trzynasty w piątek“ raczej stersuje wszystkich bez wyjątków. Amerykanie „pukają w drewno“, Polacy „w niemalowane“. I ja i Mike od małego słyszeliśmy żeby nie przechodzić pod drabiną i unikać czarnych kotów przekraczających naszą drogę. Mike nie był do końca pewny czy dziewczynka siedząca na rogu stołu zostanie starą panną i czy kominiarz oznacza nieszczęście, jeśli nie chwycimy za guzik, choć wydawało mu się że dawno, dawno temu słyszał podobne historie od dziadków.
Ale o moim ulubionym przesądzie z dzieciństwa nie słyszał nigdy. I kiedy ja teraz o tym myślę, to wydaje mi się to tak absurdalne, że już sama nie wiem czy „łyżka w buzi“ to polski przesąd, czy fanaberia mojej mamy. Jak byłam małą dziewczynką i do przedszkola czy do szkoły chodziło się w „grubych rajstopach ze wzorkiem“ (o jak ja ich nie lubiłam), często przed wyjściem okazywało się że mam na kolanie czy na pięcie dziurę, która trzeba było zawszyć zanim rajstopy były do wyrzucenia. Jako że zazwyczaj nie było pod ręką nowej pary na wymianę, albo były w nieodpowiednim kolorze, mama błyskawicznie cerowała rajstopy na mnie. W takich chwilach sadzała mnie na taborecie w kuchni (gdzie było najlepsze światło) i zanim zabrała się za szycie, wkładała mi do buzi łyżkę, która niby miała mnie chronić przed zaszyciem rozumu i utratą pamięci!!!

1 komentarz:

thern pisze...

nigdy nie słyszałam o tej łyżce w buzi:)) może poszukaj na necie, czy rzeczywiście?;-)
Tu we Włoszech natomiast "trzynastka" nie jest liczbą pechową tylko 17. Dalczego- nie wiem, ale dla nich piątek trzynastego to zwykły dzień, nikt tutaj się go nie obawia:)