"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

wtorek, 3 listopada 2009

Skończyłam ginekologię i położnictwo… i było bosko!

Do szkoły medycznej szłam bez żadnych uprzedzeń, być może potencjalnie bardziej nastawiona na anastezjologię niż na pozostałe kierunki, ale generalnie otwarta na wszystko… z wyjątkiem ginekologii!!! Dużo było ku temu powodów ale przede wszystkim że ginekolog zawsze wydawał mi się… takim „dentystą od pochwy“ ☺… no bo jak inaczej nazwać lekarza, który cały dzień zagląda kobietom między nogi i pobiera próbki cytologiczne?

W zeszłym roku podczas kursu „Zdrowie kobiety“ moje stereotypy zostały wystawione na próbę i … okazało się że to był mój ulobiony przedmiot! Bardzo wyczekiwałam tegorocznych praktyk, ale w głębi chyba miałam nadzieję że nie będzie mi się podobało na tyle żeby zrezygnować z planów anestezjologicznych. Podobało mi się jednak bardziej niż oczekiwałam. Okazało się że więcej czasu spędziłam na porodówce albo na sali operacyjnej niż w przychodni; a i w przychodni było całkiem interesująco, bez nadmiaru cytologii! W sumie asystowałam przy 3 cesarkach, 8 porodach (własnoręcznie urodziłam 8 łożysk!), uczestniczyłam w wielu operacjach małych i dużych, otwartych, laparoskopowych, z użyciem robota… i zupełnie wyobrażam sobie siebie w tej roli. Anestezjologia jeszcze nie skreślona z listy potencjalnych karier… ale na pewno nie będe się przy niej upierała. Jedyne co mnie maratwi w ginekologii to… nadmiar kobiet! Nie chodzi o pacjentów (bo to jest raczej zrozumiałe), ale o totalną dominację tego zawodu przez kobiety z nadzwyczaj wygórowanym Ego! Ilość estrogenu jest oszałamiająca i mam nadzieję że jeśli zdecyduję się na tę specjalizację to jakoś sobie poradzę z tym fantem.

1 komentarz:

thern pisze...

No poptarz, a pamiętam jak mi kiedyś mówiłaś, że właśnie Twoim marzeniem jest zostanie anastezjologiem. Może właśnie zostaniesz ginekologiem?:)
Jestem pod wrażeniem tych operacji i porodów...
Ja za to nie spotkałam się z ze zdominowaniem tego zawodu przez kobiety. Tylko kilka razy byłam u kobiety ginekologa i to tylko dlatego, że do mężczyzny była za długa kolejka oczekujących, ale generalnie zawsze wybieram mężczyzn:)