Widok na Napa Valley z winnicy Artesa
W końcu nie napisałam nic o naszych wakacjach w Kalifornii! Było cudownie.
Nie chcę nadużywać słów, ale chyba nie przesadzę jeśli powiem że to najlepsze wakcje w moim życiu… albo przynajmniej w tej samej kategorii co nasza podróż poślubna po Anglii/ Szkocji/ Irlandii!
Czemu było tak niesamowicie? Bo nie trzeba było nigdzie gonić i stresować się co jeszcze chcemy zobaczyć (czego niestety nie da się uniknąć kiedy jedzie się do nowego miejsca). Oboje byliśmy już w północnej Kalifornii, więc tym razem byliśmy głownie nastawieni na relaks. Nie mieliśmy żadnego planu, ani listy rzeczy do zrobienia. Jedyną rzeczą którą zaplanowaliśmy z góry były rezerwacje hoteli i samochodu.
Zaczęliśmy od Napa Valley – największego amerykańskiego regionu winnego. Większość czasu spędziliśmy na degustacji win i dobrego jedzenia ☺. Między jedną a drugą winnicą robiliśmy tyle przewy ile było potrzeba na ‚wyparowanie winna‘ z głowy (bardzo ‚doktorskie‘ i naukowe sformułowanie), żeby można było usiąść za kierownicą i jechać do kolejniej winnicy! Znane winiarnie omijaliśmy z daleka – głownie dlatego że są przereklamowane a ich wina można kupić nawet w Virginii w narożnym sklepie.
Zaglądaliśmy do małych winiarnii, które ciekawie wyglądały z ulicy, albo których nazwa brzmiała intrygująco. Jedyna dużą winiarnia w której się zatrzymaliśmy była V. Sattui, która urzekła mnie podczas mojej ostatniej wizyty 8 lat temu. Mają wyśmienite wino, najlepsze w Napie (przynajmniej według mnie i Mika), i ich wina można kupić tylko u nich. Wysłaliśmy sobie do Virginii całe pół skrzynki!!! W pozostałych winnicach kupiliśmy sobie po bultelce/ albo dwie i… delektowaliśmy się nimi przez resztę naszych wakacji! Codziennie po kolacji otwieraliśmy butelkę i zanim się zorientowałam, odpływałam w ‚winny sen‘.
'Wine Tasting Room' w V. Sattui gdzie sam senior rodu nalewał nam wino podczas degustacji.
Cheese shop w V. Sattui. Raj dla podnibienia (przynajmniej mojego) :)
piwnica w V. Satui.
Ten sklep był niesamowity! Nie mogłam się napatrzeć na ich gadżety kuchenne i mieszanki ziołowe. Mike kupił sobie tam przyprawy do grilowania, a ja sama nalałam sobie do butelki niefiltrowaną oliwę prosto z tłoczenia! Przepyszna - szczególnie do maczania świeżego pieczywka...
1 komentarz:
te winnice to prawie jak we Włoszech:))Taka oliwa z pierwszego tłoczenia jest przepyszna, zawsze dostaejmy wielką butlę 4 litrową od teściów, bo mają swój gaj oliwny:))
Prześlij komentarz