Mówią że nieszczęścia chodzą parami… raczej nie w moim przypadku. Może ‚nieszczęścia‘ to za wielkie słowo, ale na niedobór pechowych przygód tego lata narzekać nie mogę.
Zaczęło się na początku czerwca powodzią u na naszym podwórku za domem i zalaniem ‚basementu‘ (mieszkalnej piwncy). Jeszcze nie do końca uporaliśmy się z remontem na górze, a cała masa roboty na dole nam się zwaliła. Choć muszę przyznać że w całym tym nieszęściu, mieliśmy kupę szczęścia; a mianowicie: tuż po tym jak odkryliśmy ‚powódz‘ i 5-centymetrowe bajoro na podłodze naszego ‚basementu‘ zadzwoniliśmy do naszego ubezpieczenia i wyjaśniliśmy że nasza pompa, która w przypadku obfitych deszczów ma wypompowyać wodę spod fundamentów, została przeciążona. Ubezpieczenie stwierdziło że zajmą się tą sprawą i żebyśmy się o nic nie martwili. Dopiero po tym jak przysłana przez nich ekipa zerwała dywany, wcięła się w ściany żeby upewnić się że wilgoć nie spowodowała szkód, i zamontowała kupę suszarek, wiatraków i innych głośnych urządzeń (w towarzystwie których musiałam uczyć się do mojego egzaminu), ktoś w ubezpieczalni dopatrzył się że tego typu szkody nie są pokrywane w naszym stanie! Widocznie ulewne wiosny zdarzają się tutaj na tyle często, że ubezpieczenia zbnkrutowałyby na wypłacaniu odszkodowań. Skoro jednak pomyłka wynikała z ich niedopatrzenia, musili przywrócic nasz dom do stanu sprzed przyjścia ekipy, i pokryli koszty położenia nowej podłogi – która jest o wiele ładniejsza niż stara, bo zamiast dywanu mamy terrakotę.
Kilka dni po tej nieszczęsnej powodzi ktoś wycofał na parkingu w mój samochód. Akurat Mike używał tego dnia mojego ‚trucka‘. Wszystko to działo się na oczach Mika i jego kolegów, którzy siedzieli w barze i ‚zabijali‘ czas czekając na hokeja. Mike wyskoczył z tego pubu i zaczął biec za gościem, który, jak się okazało, był… po kilku ‚pifffkach‘. Podczas gdy Mike zadzwonił na policję, gościu ulotnił się – na szczęście na piechotę, więc jego samochód został jako dowód. Szkody w moim samochodzie nie były wielkie, ale mam zarysowanie i wgniecenie na tylnym derzaku i błotniku i stłuczone jedno tylne światło. Facet oczywiście wszystkiego się wyparł, sprawa trafiła do sądu i dopiero w tym tygodniu (po ponad 6-ciu tygodniach) jego ubezpieczenie w końcu wystawiło nam czek za straty (który jeszcze do nas nie dotarł).
W końcu, jakby mi brakowało wrażeń, trzy tygodnie temu twardy dysk w moim Mac’u odmówił posłuszeństwa i postanowił się permamentie zepsuć. Pomimo że od kilku miesięcy zabierałam się za kupienie dodatkowej zewnętrznej pamięci, żeby przenieść na nią zdjęcia z komputera, to jakoś nie zdążyłam zanim wszystkie fotki po prostu przestały istnieć. Komputer naprawiony, ale czuję się jakby kawałek mnie gdzieś zniknął – bo jakby nie patrzeć, wszystko co nazbierało mi się przez ostatnie dwa lata przepadło w czarną dziurę! Dziwnie tak właczać nowy komputer i nic na nim nie mieć. Oczywiście postaramy się odzyskać utracone informacje, co jeśli się powiedzie, może kosztować dwukrotnie więcej niż mój komputer kiedy go kupiłam dwa lata temu. Chyba nie muszę dodawać że teraz w końcu kupię zapasową pamięć i wszystko będzie zabezpieczone!!!
"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)
1 komentarz:
To pasmo nieszczęść
Prześlij komentarz