...i poszłam do dentysty. To było jedno z moich postanowień w czasie przerwy międzysemestralnej: zanleźć dentystę i umówić się na wizytę. Wstyd się przyznać, ale nie byłam u dentysty 4 lata. W końcu jednak przekonałam sama siebie że naprawdę powinnam iść teraz póki ubytki jeszcze nie dają o sobie znać, bo później będzie już tylko gorzej. Byłam na wizycie 3 stycznia. Narazie tylko kontrolna...i wsyd się przyznać ile mam ubytków. W każdym razie z samego opowiadania dentyście jak bardzo się boję, tak się zestresowałam że przez łzy ledwo co mogłam wybałkotać parę zrozumiałych zdań. Stanęło na tym że dał mi receptę na valium, które mam zażyć dzień przed wieczorem i rano w dniu wizyty. Miejmy nadzieję że taka mieszanka środków uspakajających i znieczulenia w czasie zabiegu zadziała...i nie odstraszy mnie od stomatologa na kolejne....nie wiadomo ile lat.
Od jutra znowu powrót do rotuny...choć miejmy nadzieję tym razem do niezupełnie szarej. Semester pomimo że intensywny i pracowity zapowiada się ciekawie: fizjologia (która zdecydowanie jest bardziej w moim stylu niż anatomia), psychologia (behavioral sciences), histologia i krótki blok z embriologii (taka pozstalość z anatomi, żeby semestr nie zaczął się zbyt dobrze ;). Wygląda na to że w ciągu kolejnych kilku semestrów nie będe osamotniona w moich intelektualnych wysilkach, albo powinnam raczej napisać że mój małżonek nie będzie się czuł porzucony i ignorowany...bo w końcu i na niego przyszła pora i zaczyna college w połowie stycznia.
Najbardziej cieszę się z zajęć fakultatywnych, na które jakimś cudem się załapałam (mieli bardzo ograniczoną ilość miejsc, a studentów chętnych całą masę). Przez półtora miesiąca 4 godziny w tygodniu będę miała zajęcia z wprowadzenia do anestezjologii, intensywnej terapii i sali operacyjnej. Oprócz mnie będzie tylko 2 innych studentów na tych zajęciach, tak więc zapowiada się naprawdę świetnie.
No i w tym świątecznym zamieszaniu zupełnie zapomniałam napisać o moim najlepszym chyba w tym roku prezencie świątecznym – tuż przed świętami Operation Helping Hands podjęła decyzję w sprawie ostatecznego składu drużyny, która w tym roku pojedzie na misję do Ekwadoru i ja również zostałam wybrana. Tak więc w marcu, w czasie moich ferii wiosennych spędzę tydzień pracując z dziećmi w dżungli amazońskiej w sercu Ekwadoru. A teraz uciekam, cieszyć się ostatnim dniem lenistwa.
"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz