- anatomia z głowy! Nie ma się co chwalić ostatecznym wynikiem, ale najważniejsze że do przodu
- pierwsze Święta w nowym domu minęły dobrze, choć skromnie...bo tylko 4 osoby przy wierzerzy wigilijnej zasiadały; a gotowania tyle co dla całej armii. W odpowiedzi na moje narzekanie że zawsze sami spędzamy święta, i że tyle gotowania na mnie jedną przypadło i moja rodzinka i Mika zapowiedziały się na przyszły rok! Hurra!!!
- nauczyłam się gotować zupę grzybową – palce lizać, i doprowadziłam do perfeckji już i tak smakowity barszczyk czerwony z uszkami.
- Odkryliśmy z Mikiem serial ‘24’ i w ciągu 3 dni obejrzeliśmy cały pierwszy sezon, i szukujemy się do drugiego. Pewnie teraz tempo spadnie, bo szkoła rozpoczyna się za niecały tydzień (wygląda na to że ‘bycie na bieżąco z „24”’ nam nie grozi...w telewizji juz leci 7 sezon!)
- kupliśmy nowy samochód! Już od dawna planowaliśmy wymienić moją mazdę na coś większego i...bardziej praktycznego. Chcieliśmy przed zimą, żeby w razie czego nie mieć problemu jak śniego spadnie, ale jakoś nie mogliśmy się zdecydować i ani się obejrzeliśmy i święta przyszły. Postanowiliśmy więc poczekać do wiosny, bo mazda wtedy byłaby wiecej warta...ale w Sylwestra rano stwierdziliśmy że po Nowym Roku nie będziemy mogli skorzystać z promocji ‘End of The Year’ i...decyzja zapadła. Okazało się że moja mazda była warta więcej niż myśleliśmy i zostałam właścicielką nowiutkiego Forda Escape...(nie jesteśmy zwolennikami amerykańskich aut – azjatyckie i europejskie sa zdecydowanie bardziej niezawodne....ale i odpowiednio więcej kosztują! Doszliśmy jednak do wnisku, że z jednej wypłaty cięzko będzie spłacać droższy samochód, a skoro kupiliśmy nowy to przez okres gwarancji nie trzeba będzie sie martwić o serwis...akurat przez moje studia...a jak już zacznę pracować za 3,5 roku to zawsze będzie można kupić coś nowego!).
Jak już jechaliśmy do salonu zamienić moją mazdę na tego wielkoluda, to aż parę łez uroniłam ze wzruszenia...bo jaka by nie była ta miata – mała, niepraktyczna, niemożliwa do jeżdzenia zimą itp...- to naprawdę miałam nielada frajdę ścinając nią zakręty...o wiele szybciej niż ograniczenia nakazywały, jeżdżąc w opuszczonym dachem i rozwianym włosem, i wiedząc że nawet gdy jakiś idiota samolubnie zaparkował samochód zajmując 1,5 miejsca, to i tak mogłam się wcisnąć w pozostałą ‘połówkę’...
No nic, powoli się przyzwyczaję do jazdy automatem...w korkach będzie łatwiej; uczucie że kieruję autobusem pewnie też szybko minie, a parkowanie idzie mi coraz lepiej już po dwóch dniach.
Życzę wszystkim spełnienia najskrytszych marzeń w 2008 roku! I wtrwania w noworocznych postanowieniach...jak jak zwykle zamierzam...lepiej jeść, więcej się ruszać, bardziej efektywnie gospodarować czasem i ...częściej postować w moim blogu.
1 komentarz:
super to auto! sama takie bym chciała mieć:)
I widze, ze neighborhood macie prawie taki sam jak u Johnsonów:)
A sezon '24' cały pierwszy obejrzalam z Lea 5 lat temu na FL w 3-4 dni! Jest niezły ten serial!
Prześlij komentarz