"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

czwartek, 10 maja 2012

Paryż był… piękny. Ale wakacje mogłyby by być lepsze.

Zaczęły się z opóźnieniem. Jak już byliśmy załadowani do samolotu i powolutku się toczyliśmy na pas startowy, coś się nie sprawdziło w komputerach pokładowych i… naprawiali tę usterkę przez 5 godzin! Odlot miał być o 22:00, a odwlekł się do 3:00. Niby że wróciliśmy do terminalu i można było opuścić pokład, ale ja już byłam utulona do snu. Tak więc w Paryżu byliśmy wieczorkiem zamiast przed południem.  Ja się nawet troche oburzyłam całą tą sytuacją i powiedziałam Mikowi że powinni nam przebukować bilety powrotne i zrekompensować to opóźnienie.

Później wydarzył się cały dramat z naszym psem, o czym już wcześniej pisałam. A na koniec odwołali nasz samolot powrotny, ale niestety już jak nadaliśmy nasze bagaże i byliśmy oprawieni. Tak więc zanim się przebukowaliśmy to już więszkość dnia zleciała i już mi Paryż dziurkami od nosa wychodził więc spędziliśmy nasz ostatni wieczór w lotniskowym hotelu bardzo podrzędnej klasy!

Paryżanie bardzo miło mnie zakoczyli – wielu z nich mówiło po angielsku, a Ci którzy nie mówili, nie mieli nic przeciwko mojemu połamanemu francuskiemu! Bardzo podobał mi się ich zwyczaj “patrzenia na ludzi”. Pomimo temperatur poniżej zera, krzesełka na zewnątrz barów i restauracji zawsze były wypełnione widzami.

Jedzenie nieco nas rozczarowało. Nie myślcie że było złe! Wszystko bardzo nam smakowało, od ulicznego hotdoga we francuskiej bagietce, przez hamburgera z gęsią wątróbką i ślimaków w potrawce, po naszą ulubioną pieczoną kaczkę… Ale mimo wszystko kuchnia nie sprostała naszym wygórowanym oczekiwaniom. No może z wyjątkiem niebiańskich  deserów i bogatego asortymentu win w zakakująco rozsądnych cenach! No i oczywiście przepyszna kawa na każdym kroku.

Doświadczyliśmy troche zimy, której niestety w Ameryce w tym roku zabrakło. No i ukulturalniliśmy się za wszystkie czasy! Mike najbardziej był zachwycony Wersalem. Ja jego entuzjazmu nie podzielałam, bo pomimo przepychu i bogactwa, dla mnie wydawał się tylko kolejnym pałacem. Ja zdecyowanie bardziej zachwycona byłam Luwrem i Muzeum Orsay.

Tak więc Paryż “zaliczony”. Wrażenia ogólnie pozytywne, ale nie na tyle żeby myśleć o ponownej wizycie. Następna wizyta do Francji będzie na prowincję J.

---------------------------

Paris was… beautiful. But the vacation could have been better, overall.

The whole trip started with a delay. After we boarded the plane and were making our way towards the runway, something didn’t check off during their final inspection and… it took almost five hours to fix the damn plane. We were supposed to take off at 10pm and we didn’t leave Washington until 3 am. They brought the plane back to the terminal and we could leave if we wanted, but this point I was all tucked in for the night. So we got to Paris in the evening instead of mid-morning. I even told Mike that they should rebook our return flight to make up for the lost vacation time.

Then the whole drama with the dog happened (as described in the previous post). And if all that wasn’t enough, our return flight got cancelled (I guess I should be watching what I’m wishing for). Unfortunately it wasn’t until after we checked in and dropped our luggage off. Ultimately, by the time we rebooked our flight for the next day, it was already late afternoon, I was over Paris and we spent our last night in a creepy airport hotel!!!

Parisians surprised me. Many spoke quite decent English, and those who did not, didn’t seem to mind my broken French. And I totally loved their habit of “people watching”. Despite of sub-freezing temperatures, the chairs outside of bars and restaurants were always full of folks, watching others walk by.

Food was somewhat disappointing. Don’t get me wrong – it wasn’t bad. We liked everything, starting with a French baguette hotdog from a street vendor, through foie-gras hamburger and escargot, to our favorite duck confit…. But ultimately the cuisine has not met our expectations. Perhaps with the exception of heavenly desserts and huge selection of reasonably priced wines. And of course delicious coffee everywhere!

We got to experience some winter, that wouldn’t be possible here in Virginia. And we got fully “culturalized”. Mike loved Versailles most. I didn’t share his enthusiasm; despite its splendor and richness, to me it seemed to be just another palace. I definitely appreciated Louvre and Museum Orsay more.

So we can check Paris off our list of places to go. Overall it’s been a positive experience, but we’re not thinking about going back. French province is still on our itinerary.



 Szklana piramida przed wjeściem do Luwru.
Famous glass pyramid outside of the Louvre.

 Brama wjeściowa do Luwru
Entrance to Louvre.

 Najlepsze makaronki na świece, z najlepszego sklepu spożyczego w Paryżu!
The best macaroons in the world, from Paris/ or world's best grocery store!

 Stara uliczka z bazyliką Sacre Coeur w tle.
Old Parisian Street with Sacre Coeur Basilic in the background

 Mike przed pozłacanym Wesalem!
Mikey outside of the covered with gold Versailles.

Sala luster w Wersalu
Hall of the mirror in Versailles

8 komentarzy:

erjota pisze...

A jakimi liniami lecieliście??
Bo w tanich liniach jest tak, że jak lot opóźnia się min. 2 godz. to można żądać odszkodowania. Chociaż i tak większe szanse na uzyskanie zwrotu kosztów mają osoby co się ubezpieczą. A robi to niewiele osób, bo każdy chce zminimalizować koszty.

madkasia pisze...

Air France. Nie ma tanich linii na trasach transaatlantyckich.
Przed tymi wakacjami moje doświadczenie z Air France było bez zarzutu, wręcz przeciwnie... najlepsze samoloty, najlepszy komfort, wyśmienite jedzenie i naprawdę profesjonalna obsługa pokładowa

madkasia pisze...

I nawet tym razem bardzo dobrze nas potraktowali i zachowali się jak robili diagnostykę w drodze do Paryża. W drodze powrotnej odwołali lot z powodu strajku... Co niestety może się zdarzyć w przypadku "zsocjalizowanych" linii lotniczych. Po prostu nie mieliśmy szczęścia tym razem...

erjota pisze...

Tanie linie robią też tak, że specjalnie wydłużają czasy przelotu aby ewentualne opóźnienie nadrobić nadmiarem czasu na lot.

laura pisze...

A zupe cebulawa jedliscie? Ja podczas pobytu w Paryz co wieczor zamawialam przepyszna zupe cebulowa i o dziwo nie mialam zadnych nieprzyjemnych dolegliwosci. Mnie rowniez bardziej podobal sie Luwr :)

madkasia pisze...

Zupe cebulowa jedlismy raz... nie byla zla, a nie byla rowniez moja najlepsza jaka jadlam. Tak wiec kaczka zdecydowanie bardziej nam opowiadala ;).

thern pisze...

ja tez chcę kiedyś jechac do Paryża:) a co to są te makaronki, wyglądają jak jakieś ciasteczka?

Lois B pisze...

We visited Paris last year; I'm with you. Once was enough. This year we were in the Loire Valley, I wouldn't mind spending more time there. :)