"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Zeszły rok na moim blogu rozpoczął się dosyć prężnie, a później stopniowo się spowolniło jak praca zasypała mnie obowiązkami. Zobaczymy jak mi pójdzie blogowanie w tym roku.
Właśnie minął pierwszy tydzień moich od dawna upragnionych wakacji. Narazie jednak nie czuję się jak na wakacjach…bo cały czas coś robię. Mój mąż stwierdził że nie potrafię nic nie robić, i jestem chora bez 16-godzinnego zabieganego dnia w pracy. Może troche prawdy w tym jest. Ale mam trochę na moje usprawiedliwienie; plan był żeby wybrać się na narty jak tylko urlop się rozpoczął. Jednak zima w tym roku nie dopisała… przynajmniej do tej pory. Cały czas albo leje jak z cebra, albo temperatury są typowo wiosenne. Jeszcze takiej fatalnej zimy nie było w Virginii od kiedy tutaj przyjechałam 10 lat temu. O nartach można sobie tylko pomarzyć… albo lecieć do Colorado. Ale o tym czemu Colorado nie wchodzi w grę będzie w następnym poście.
A tymczasem doprowadziłam dom do porządku, odkrywam na nowo moje kulinarne talenty i uczę się do mojego dorocznego egzaminu z chirurgii, który będzie pod koniec tego tygodnia. Zupełnie zapomniałam jak zamawiałam sobie wakacje na styczeń/ luty, że zawsze w ostatim tygodniu stycznia jest ABSITE (American Board of Surgery in Training Exam). Jedyny typowo urlopowy nawyk, który całkiem dobrze mi wychodzi i zachował sie pomimo 6 miesięcy stażu, jest spanie bez budzika aż sama się obudzę… co ku mojemu zaskoczeniu zazwyczaj nie zdarza się przed 8:30 – 9:00 ☺.

-------------------------------------------

Last year started quite robustly on my blog, and then it gradually slowed down as I got swamped with work. We’ll see how blogging will turn out this year.
I just got done with my 1st week of my long-awaited vacation. So far, however, I’m not feeling like a vacation bum at all… I’m doing something all the time. My husband says I’m incapable of doing nothing and I’m almost loosing my sanity without having to work 16-hour days. I can’t totally disagree with him, but I have an excuse. The plan was to go skiing as soon as my vacation started. However, winter this year has been the biggest disappointment ever. It is either raining cats and dogs or the temperature reaches 50s and 60s. It’s definitely been the worst winter since I arrived in Virignia 10+ years ago! One can only dream about skiing… or go to Colorado! (In my next post I’ll write why Colorado is not an option).
Meanwhile, I decluttered our house, I rediscovered my culinary talents and I’ve been reading daily for my annual surgery exam that I’m having at the end of this week. When I requested my vacation for January/ February I totally forgot about ABSITE (American Board of Surgery in Service Exam) during last week of January. The only vacation habit that is still quite familiar, despite (or rather because) of 6 months of my crazy intership is sleeping in… surprisingly I almost never wake up before 8:30 or 9:00 ☺.

1 komentarz:

thern pisze...

i jak Ci poszedł ten egzamin?