"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

wtorek, 17 maja 2011

Ten dzisiejszy post może być trochę… mało skromny. Już sporo razy zastanawiałam się jak to możliwe że jestem świetnym kucharzem, ale za cholerę nie potrafię nic upiec? Mam kilka opatentowanych przepisów na ciastka i na szarlotkę, ale oprócz tego za co bym się nie wzięła w dziedzinie piekarniczo-cukierniczej to kończy się fiaskiem.

Jestem chlebożercą. Myślę że moja długa historia niepowodzeń w dietowaniu i trzymaniu linii może być przypisana właśnie mojej ogromnej słabości do chleba. Najbardziej lubię chleb włoski albo francuski – z chrupiącą skórką i gąbczasty w środku; smakuje wyśmienicie maczany w oliwie, albo ze świeżutkim masełkiem prosto od farmera. Jeśli chodzi o kanapki to najlepszy jest prawdziwy chleb razowy na zakwasie! Kiedyś w Polsce tylko taki jadłam… ale wygląda na to że teraz mało kto taki robi. Jak w zeszłym miesiącu byłam w Polsce to pół miasta zeszłam żeby znaleźć taki właśnie prawdziwy chleb. Na szczęście jedna z moich cioć raz w tygodniu piecze chleb razowy na zakwasie… ah jaki to jest chleb! Palce lizać!!! Najlpiej smakuje tego samego dnia po upieczeniu ze smalczkiem i ogórkiem kiszonym!

Tak więc wzięłam od cioci przepis i postanowiłam upiec sobie tego smakołyka. Musiałam jechać do trzech róznych sklepów z organiczną żywnością żeby znaleźć potrzebne rodzaje mąki, otręby przenne, siemię lniane itp. Później przez dwa dni ważyłam zakwas. Kiedy w końcu był gotowy wzięłam się za pieczenie chleba. Przepis całkowicie zaskoczył mnie swoimi proporcjami; jak już dodałam wszystkie składniki to okazało się że muszę podzielić moją miksturę na dwa ogromne garki, bo z jednego się wylewało, a jeszcze to ciasto musiało rosnąć przez pięć godzin. W sumie wyszły mi z tego przepisu dwie blachy chleba… jakież było moje rozczarowanie kiedy po trwającym prawie trzy dni procesie z piekarnika wyciągnęłam foremki z chrupiącą skórką i… zakalcem w środku!!!

Ale nie poddaję się. Jutro przyjeżdża babcia, która mieszka właśnie z tą ciocią od dobrego chleba, więc może ona coś doradzi i wspólnymi siłami upieczemy trochę prawidzwego polskiego chleba w Ameryce!

------------------------------

Today post might be a little bit… self-praising and vain. I’ve been wondering many times how come that I am a such an awesome chef, and I suck so bad in baking. I have few full-proof recipes for cookies and apple pies, but other than that every baking endeavor turns into a fiasco.

I am a bread eater. I think that my long history of dietary and weight loss failures is all because of the bread. French and Italian are my two favorites – they have a crunchy curst and are spongy in the middle; they both taste excellent dipped in olive oil or with a fresh butter straight from a farmers’ market spread on them. As for sandwiches, whole-rye sourdough would be your best bet. Long time ago back in Poland it was the only bread I ate… but unfortunately now it’s a rarity even there. When I went home last month, I had to visit half of the bakeries in town to find such a “real bread”. Luckily, one of my aunts bakes such rye sourdough bread once a week. It’s wonderful and delicious! And it tastes best on the first day with smalec (spreadable lard/ or as Mikey calls it “bacon spread”) and brine pickles!!!

So I decided to get the recipe from my aunt and make this deliciousness at home. It took trips to three different organic grocery stores to find all kinds of flours that the recipe called for, wheat bran, flax seeds etc. Then I grew my bread starter for two days. When it was ready, I could finally start on my “bread-proper”. The proportions in the recipe were quite surprising; when I finally mixed all the ingredients, it turned out that I had to split my dough into two giant pots… the on I was using was overflowing, and I still had to let the dough rise for five hours! I ended up with enough dough to fill in two big bread pans. How great was my disappointment when after this three-day-long ordeal I pulled my pans out of the oven to find this wonderfully crunchy crust filled with…. raw dough!!!

But I’m not giving up. Tomorrow my grandma is coming; grandma who lives with “the bread aunt”, so hopefully together we’ll be able to bake some of this real Polish bread here in America!

1 komentarz:

thern pisze...

a ja najbardziej lubię ciemny, penoziranisty chelb. Niestety tu nie do dostania..:(