"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

czwartek, 19 maja 2011

Już kiedyś pisałam tutaj że mój mąż jest chyba najbardziej niecierpliwym człowiekiem na świecie jeśli chodzi o utrzymywanie upominków-niespodzianek w sekrecie. Zawsze albo się zdradzi za wcześnie, albo żeby uniknąć tego wręczy upominek za wcześnie (chyba rekordem był aparat fotograficzny w kwietniu, na moje lipcowe urodziny). Ale tym razem niespodzianka udała mu się pierwszorzędnie.

Od kilku miesięcy Mike podpytywał mnie się co bym chciała dostać na zakończenie studiów, a ja zawsze odpowiadałam że dla mnie najlepszym prezentem będzie zorganizowanie imprezy dla moich rodziny, przyjaciół i znajomych. No ale oczywiście to nie było opcją… więc musiałam wymyśleć „konkretny prezent“ tylko dla mnie. Pod groźbą że jeśli nie sprecyzuję moich życzeń to dostanę diamentowy stetoskop (co w przypadku Mika mogło nie być tylko pustym gadniem), zażyczyłam sobie rower. Bo stwierdziłam że będę mieszkała w mieście, więc łatwiej będzie się poruszać; i zawsze to jakaś odskocznia od stresu, psychicznego zmęczenia… i można by dzienną porcję ćwiczeń odhaczyć. Same zalety.

Kilka dni temu Mike powiedział mi że mam „zakaz“ logowania się do naszego konta bankowego, bo dokonał zakupu i chce żeby to pozstało niespodzianką do czasu aż dostanę mój prezent. No i od tego czasu po kilka razy dziennie przekomarzaliśmy się; on „że już tylko x dni zostało do mojego prezentu“, ja „że jak to nie będzie rower to będę niezadowolona“, on „że to jest coś ‚małego‘ i że na pewno mi się spodoba“, ja „że nie musiał mi kupować roweru z kółkami treningowymi, bo jeszcze pamiętam jak się jeździ“.

W końcu nadeszło dzisiaj… Według naszych wcześniejszych ustaleń miałam być w domu po 15:00 i czekać na dalsze wskazówki. W końcu jak już Mike był blisko zadzwonił i kazał mi iść do piwnicy (basementu), tak i poczekać aż po mnie przyjdzie.
W końcu zostałam usadzona na kanapie i Mike wręczył mi list i małe pudełeczko. List był następujący: „Kasiu, jestem bardzo dumny z Ciebie i Twojej ciężkej pracy. Tutaj jest coś małego dla Ciebie do wzięcia jutro na uroczystość oraz do użytku podczasz Twojej rezydentury. Kocham Cię – Mikey“. Otworzyłam pudełko i… zobaczyłam dwa czarne przedmioty w kształcie „wisiorków“. Nie wyglądało to na biżuterię… i zajęło mi kilka chwil żeby uświadmić sobie że patrzę na breloczek i… „bezkluczykowy kluczyk“ do Mini Cooper’a S – samochodu moich marzeń! A auto w całej swojej okazałości i kokardką czekało na mnie na podjeździe do domu.
☺ ☺ ☺

--------------

I wrote a while ago that my husband might be the worst secret keeper in the world when it comes to buying gifts. He usually spills the beans a long time before, or in order to avoid it, he gives a present in advance (I think his record was to buy me a camera in April for my July birthday. But this time was different. He kept his secret perfectly… and only one day short of my graduation!

For few months Mike has kept asking me what I wanted for my graduation, and I kept saying that the best gift for me would be to throw a party for my family and friends to celebrate this event. But for Mike it was not an option and I had to come up with an idea of a “concrete gift” and “only for me”. After being warned that if I didn’t come up with something I would end up getting a diamond stethoscope (which in Mike’s case might not be only a threat), I opted for a bicycle. I concluded that since now I’ll be living in the city, it’s going to be easier to get around than a car; and it’s going to be a good way to unload my work stresses… and I’ll be able to check off my daily exercise as well. Only high points!

Few days ago Mike told me that I “must not” log into our bank account because he had made a purchase and he wanted it to remain a secret until I receive my graduation gift. Since that day on it has become a running joke between us that every time he mentioned “the surprise day approaching” I made an allusion to a bicycle and that it’d rather be damn good. He kept saying that it was something “little” and I kept saying that “I might be too big for a tricycle”.

Finally “today” has arrived. According to our previous arrangements I was supposed to be at home at 3 pm and wait for further clues. When Mike was close to home he called me and directed me to wait for him in the basement. After that he called in into the living room seated me on the sofa and handed me a card and a little box. The card read: “Kasia, so proud of you and all of your hard work. Here is something little for you to take to graduation tomorrow, and use down in Richmond during your intern year. Love – Mikey”. I opened the box and looked at a pair of black “dangly” things and was trying to persuade myself that it didn’t quite look as jewelry. It took me a while to realize that I was looking at a key chain with a keyless key fob with Mini Cooper logo on them. And the car of my dream – a Mini Cooper S was waiting for me on the driveway. ☺ ☺ ☺

1 komentarz:

thern pisze...

juz pisałam wcześniej, ale npaisze jeszcze raz- WOW!!! Twój Mike naprawde POTRAFI zaskoczyć!!!:)