"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

środa, 21 kwietnia 2010

Pytanie: Co mój mąż jadł na kolację w niedzielę?
Odpowiedź: Pizza rolls (czyli jeden z wielu mrożonych, odgrzewanych w piekarniku amerykańskich junk foodów).

Pytanie: Co nasz pies Nero jadł na kolację w niedzielę?
Odpowiedź: Około 20-dkg kawałek krwisto wypieczonego steka ribeye!!!

Od tygodnia posyłamy Nero na „obedience training“ żeby poskromić jego wyjątkowo uparty temperament. Zadziwiające jak wiele można osiągnąć w ciągu kilku dni przy odrobinie samozaparcia i konsekwencji.
Jedną z pierwszych zasad, których nas nauczono to że psy powinny jeść na komendę – o określonych porach dnia. To była spora zmiana dla nas, bo do tej pory psie miski były zawsze pełne, i psy jadły kiedy im się chciało. Ale skoro cała filozofia szkolenia czworonogów polega na pozytywnym feedbacku, nie pozostaje nic innego niż używanie jedzenia jako nagrodę za dobre zachowanie. W związku z tym dwa razy dziennie napełniamy miski karmą i jeśli jedzenie nie zniknie w ciągu pięciu minut to znaczy że psy nie są głodne i nie dostaną nic aż do następnego razu (z wyjątkiem smakołyków używanych w czasie szkolenia). 4 dni głodówki zajęło naszym szkrabom żeby się nauczyć że trzeba jeść jak wołają. Widocznie nie były aż takie głodne.
Teraz przyzwyczaiły się już do nowej rutyny i… nawet nie żebrają kiedy my siedzimy przy stole.
Chociaż ściąganie jedzenia czekającego na przygotowanie na kuchennym blacie było skutkiem ubocznym, którego nie przewidzieliśmy :).

Brak komentarzy: