"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

środa, 10 marca 2010

Zima, zima i… po zimie ☹.
Smutna minka, bo już od dawna planowaliśmy wypad na naraty w ramach przerwy wiosnnej… która dzięki łaskawości naszych władz szkolnych będzie trwała cały weekend – no ale dobre i te dwa dni, bo prawie na każdej z mojej rotacji trzeba było pracować w weekendy. Tak więc przerwa wiosenna już za dwa dni, a tu nie dość że temperatura sięga 20 stopni, krokusy zakwitły, tulipany i żonkile aż się wyrywają spod ziemi, to jeszcze ma lać jak z cebra! Wygląda więc że weekend spędzę z książką do chirurgii w ręku, lub na nadrabianiu zaległości serialowych… w moich cieplutkich flanelowych portkach od piżamy… w narciarski wzorek.

No to może coś więcej o chirurgii? Zaczęłam od dwóch tygodni na transplantacji! Widziałam kilka przeszczepów wątroby i nerek. I muszę przynać że robią niesamowite wrażenie. Wątroba przyjechała do sali operacyjnej w kartonowym pudle. Jeden chirurg wciąż jeszcze pracował nad pacjentem biorcą, a drugi chirurg w tym czasie na bocznym stole przygotowywał wątrobę do przeszczepu i mocował szwy, zaczepy, podcinał tętnice i źyły. Jeśli chodzi o nerki to… widziałam organy od zmarłych dawców, które również docierały do nas przesyłką kurierską, oraz widziałam żywe nerki pobierane od zdrowych dawców i przeszczepiane pacjetowi w sąsiedniej sali operacyjnej. W obdwóch przypadkach nerka musi być opłukana/ zabezpieczona specjalnym płynem, który jest bardzo zimny i wprowadza nerkę w stan metabolicznej nieaktywnośći. Taka nerka całkowicie traci swój kolor i wygląda trochę jak mrożona pierś kurczaka – blado różowa i o podobnym kształcie (oczywście bez skórki). To jest naprawdę niesamowity widok, kiedy wkłada się taki ‚martwy organ‘ w całkowicie obcego człowieka, podłącza się go do krwiobiegu, a chwilę potem gołym okiem widać jak krew wypełnia tę bladą nerkę, i jak zaczyna ona tętnić życiem. Czuję się niezmiernie uprzywilejowana że dane mi było zobaczyć te ‚cuda natury‘… i że byłam ich częścią.

Brak komentarzy: