"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

poniedziałek, 25 czerwca 2007

Jak nie toperz to zawsze coś...

W zeszłym tygodniu malowali u nas drzwi wejściowe. Żeby pomalować framugę musięli sobie więc robotnicy otworzyć drzwi do mieszkania na chwilkę. Zazwyczaj nas nie ma w domu w ciągu dnia, więc pies jest zamknięty i nie biega sobie po domu.Tego dnia jednak Mike nie pracował, i kiedy był pod prysznicem, robotnicy otworzyli sobie drzwi, i zakoczeni obecnością psa uciekli z przerażeniem...zapominając zamknąć za sobą drzwi. Dobrze że jak Mike wyszedł spod prysznica to zastał ździwioną Shivę w drzwiach. Dobrze że nie uciekła, bo wtedy dopiero by było. Niestety szczęścię Mika nie trwało długo. W jakiś czas potem, kiedy Mike odsłaniał żaluzje w dużym pokoju, wyleciał mu prosto w twarz NIETOPERZ! Pewnie spał gdzieś na zewnątrz, i Ci malarze od siedmiu boleści musieli go przestraszyć i wleciał przez te rozwarte wrota.

Niby że to taka mała myszka, ale ze skrzydłami rozpostartymi na dobre pół metra to nieźle może człowiekowi napędzić stracha. No i jeszcze istnieje ryzyko zarażenia wścieklizną. Tak więc Mike zamknął siebie i psa w sypialni, i zadzwonił do admistratora, żeby pędzlarze przyszli i złapali toperza. Kiedy w końcu admistrator pojawił się z policjantami z wydziału ‘Animal Control’ okazało się że po szkodniku ani śladu. Kazali nam czekać do wieczora aż sie pojawi i wtedy sprówać go złapać albo po nich zadzwonić. Pomimo najlepszych chęci, jak nasz towarzysz obudził się około 1 w nocy i zaczał latać, nie udało nam się go złapać. Ja to miałam stracha niesamowitego. Ślepe to jest całkowicie, ta podczerwień (czy coś tam jeszcze innego służy nietoperzą do ‘patrzenia’) działa może z metr zanim się z człowiekiem zdeży! Szkoda gadać. W każdym razie ten przeklęty gryzoń obleciał naszą chałupkę do okoła może z 10 razy, i zanim policja znowu przyjechałą, to zapadł się pod ziemię.

Cieżko nazwać tę noc snem, ale kiedy w końcu obudziliśmy się rano następnego dnia, to nietoperz spał zwisając z karnisza w dużym pokoju. Mike zadzwonił po Animal Control. Przyjechali, wzięli wciąż śpiącego nietoperza do puszki i zawieźli na testy na wściekliznę. Po dwóch dniach okazało się że nie był zakażony. Ale w między czasie musieliśmy zabrać psa do weterynarza na booster przeciw wśckielkiznie, i przez dwa dni biedna Shiva musiała być pod kwarantanną – tj. wychodzić tylko w promieniu 10 metrów od bloku do łazienki i absolutnie żadnego kontaktu z innymi psami czy ludzmi! Dobrze że testy były negatywne, bo jakby toperek był zarażony, to kwarantanna Shiva musiałaby trwać 45 dni!!!

Brak komentarzy: