"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

sobota, 28 kwietnia 2007

O Raku...

Dzisiaj rano miałam wiadomość na komórce od rodziców. Od razu pomyślałam że coś się stało, bo raczej rzadko dzwonią. Stąd rozmowy są takie tanie, że jakoś oni nigdy nie maja okazji zadzwonić, bo ja dzwonię ‘jak najęta’ (wg mojej mamy). Zadzwoniłam do nich i okazało się że mój wujek zmarł...całkiem młody – 50 kilka lat...rak płuc. A moi rodzice oczywście są nieprzekonywalni. Tata może jeszcze trochę się zastanowi od czasu do czasu, no i próbuje się kontrolować, ale mama pali jak stara lokomotywa, i na każdy mój argument ma 10 swoich, czasem sensownych, ale w większości nie; np: na coś trzeba umrzeć, nie rzucę bo to lubię, ludzie którzy nie palą też mają raka płuc etc...I rodzą się następujące rozmowy:
- Kasiu, daj mi już spokój. Ja mam ponad pięćdziesiąt lat i nie będę zmieniała swoich przyzwyczajeń.
- Ale to chodzi o Twoje życie.
- Ludzie muszą na coś umrzeć.
- Ale nie muszą na raka.
- Ci którzy nie palą też umierają na raka
- tak, ale nie na raka płuc.
- Niektórzy na raka płuc.
- Bo się nawdychają od tych co palą...bez względu na to czy chcą czy nie!
- A co Ty się tak o mnie martwisz córciu!
- Bo jak przyjdzie co do czego, to będę musiała rzucać wszystko w cholerę i na gwałtu rety lecieć przez pół świata do Polski!
- I tak będziesz musiała lecieć, albo wcześniej albo później...z rakiem i bez raka.

Ach ci rodzice!!!

Zapalam świeczuszki dla wujka [*][*][*], i żeby nie wyszło że to jakieś forum pogrzebowe (bo jakby nie patrzeć to prawie co miesiąc jakieś świece się tu palą), to zakończę pozytywnym tonem! Nie ma to jak polska nasiadówa! Nie za długa tym razem, ale zawsze polska! Znajomi ze Charlotesville w drodze do DC wstąpili do mnie! Nie widziałam się z nimi prawie rok! Było miło, posiedzieliśmy sobie przy herbatce, kanapeczkach z łososiem, dobrej sałatce, karpatce...i przede wszystkim z dobrymi humorami! Zakończyliśmy wyprawą do ‘ruskiego’ sklepu, gdzie co nieco polskiego można kupić.

Brak komentarzy: