"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

środa, 14 marca 2007

O końcu świata i wielkiej gafie...

Chyba narpawdę idzie koniec świata. No bo jak można inaczej wyjaśnic fakt że dzisiaj było ponad 20 stopni, a na piątek zapowiadają możliwe opady śniegu, i temperatury poniżej zera nocami w najbliższy weekend?

W każdym razie wracając do pogody – alergia mnie jeszcze nie złapała, choć pąki na drzewach rosną w oczach (może dlatego że już od ponad tygodnia zapobiegwczo brałam pozostałości prochów z zeszłego sezonu, a w przyszłym tygodniu ide po więcej do mojego alergologa). W związku że samopoczucie mam nie najgorsze, to nawet wyjątkowo nie mam nic przeciwko odchodzącej zimie, i lepiej niż co roku znoszę przyjście wiosny i ciepłych temperatur. Cudownie było opuścic dach mojej MX5 i zacząć kolejny ‘cabrio-sezon’. Uwielbiam kiedy wiatr targa mi włosy. Tego będzie mi najbardziej brakowało jak wymienię samochód na bardziej praktyczny! Ale decyzja zapadła i nadal przy niej obstaję. Do następnej zimy jednak daleko, więc w między czasie wykorzystuję pogodę i moją Miatę, póki jeszcze ją mam.

A co do gafy to było tak: Co roku dzownimy do teścia na urodziny z życzeniami, i mówimy że prezent jest w drodze. Bo co roku jakoś tak wychodzi że za pózno nam się przypomina, żeby kupić prezent i wysłać na czas. W tym roku wyjątkowo pamiętałam. Urodziny 2 marca, prezent kupiony w trzecim tygodniu lutego, wysłany na tydzień przed. Ale uwaga...przez adopcję psa na śmierć zapomnieliśmy złożyć życzenia przez telefon. Najzabawniejsze jest jednak to że romawialiśmy z teściem przez telefon i w piątek (‘urodziny’), i w sobotę, i w niedzielę...tylko życzeń jako takich nie złożyliśmy. W końcu w poniedziałek wieczorem – to już był 5 marca, przypomniało mi się. Mika w domu nie było więc sama postanowiłam zadzwonić i wytłumaczyć nasze zaniedbanie nabyciem nowego psa i wszystkimi odpowiedzialnościami z tym związanymi. Dzwonię, przepraszam...i co się okazuje? Że urodzin wcale nie przegapiliśmy, a teść i teściowa oboje się zastanawiali, co się stało ze w tym roku postanowiliśmy wysłać prezent nie tylko na czas, ale wręcz przed...bo właściwe urodziny są dopiero 30 marca.

Brak komentarzy: