"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

wtorek, 5 lipca 2011

Dzisiaj będzie o rezydenturze i… nowych godzinach pracy.
Kiedyś zastanawiałam się skąd w ogóle wzięła się ta nazwa „rezydent“. Według jednego z moich profesorów, który robił specjalizację w czasch kiedy mnie nie było jeszcze na świecie, określenie to „mówi samo za siebie“. Kiedy on był rezydentem, nie było ograniczeń czasowych co do godzin pracy, więc jako że owi nieszczęśnicy często spędzali całe dnie w szpitalu, czasem nie mając okazji iść do domu kilka nocy pod rząd, zaczęto nazywać ich „rezydentami szpitala“. Nie wiem czy tak było naprawdę, ale nie da się zaprzeczyć że w porównaniu z tamtymi czasami dzisiejsi rezydenci nie przepracowywują się za bardzo.

Według obecnie obowiązujących zasad limit pracy wynosi 80 godzin na tydzień średnio na przestrzeni 4 tygdodni. Oznacza to że można pracować 85 godzin w jednym tygdoniu i 75 w następnym. Po raz pierwszy ograniczenia godzinowe zostały wprowadzone w stanie New York po tym jak w latach osiemdziesiątych nastolatka Libby Zion zmarła w szpitalu na skutek błędu popełnionego przez przepracowanego rezydenta. Jej ojciec prawnik poświęcił wiele lat na walkę z system i w końcu w 1989 szpitale w Nowym Jorku wprowadziły zasadę „80 godzin“ a od 2003 roku wszystkie szpitale kliniczne również stosują się do tego prawa.

Kiedy jako student trzeciego roku medycyny po raz pierwszy zaczęłam „pracować“ w szpitalu, obowiązywały stare zasady. Oprócz pilnowania się „80 godzin na tydzień“, nie można było być w szpitalu dłużej niż 30 godzin pod rząd – czyli jeśli po normalnym dniu pracy zostawało się na nocny dyżur, trzeba było opuścić szpital następnego dnia przed upływem 30 godzin. Od tego roku, a dokładnie od 1 lipca według najnowszych zasad, stażyści - czyli rezydenci pierwszego roku (włącznie ze mną) nie mogą pracować dłużej niż 16 godzin pod rząd. Zasada 80 godzin nadal obowiązuje, zarówno jak i zasada, że jeden dzień na siedem powinien być wolny od klinicznych obowiązków.

Ja moją rezydenturę rozpoczęłam od miesiąca na dyżurach nocych. Po trzech nockach już mam na swoim koncie 44 godziny! No ale o tym na czym polega moja praca w tym miesiącu i pierwszych wrażeniach z nią związanych napiszę w osobnym poście ☺.

----------------------

Today's entry is going to be about residency and... and new duty hours.
I used to wonder where the name "resident" is coming from. According to one of my professors, who did his residency back in a day before I was even born, the name is "speaking for itself". When he was a resident, there were no limits to the working hours, and it was often the case that folks worked all days in the hospital, often no having an opportunity to go home few nights in a row, and so they were called "hospital residents". I'm not sure if this is a true story, but it can't be denied that comparing to those days, residents today are not too overworked.

According to current rules a resident can't work more than 80 hours per week averaged across 4 weeks. That means that it's OK to work 85 hours one week, and 75 in another. These limits were introduced for the first time in the state of New York, after in the eighties a teenage girl Libby Zion (you can read about it on Wikipedia! How would I survive without it?!) died as a result of an error committed by a tired, overworked resident. Her father, a lawyer, spent years fighting the system and finally in 1989 hospitals in New York introduced the "80 hour rule". In 2003 they were joined by all resident teaching institutions in the country.

As a third year medical student when I first started working on the wards, I had to obey the old rules. Except from respecting the "80 hours rule", one could not stay in the hospital more than 30 hours in a row; that meant that if somebody was staying on-call overnight after a regular work they, they had to leave a hospital the next day before 30 hours went by. Starting this year, precisely on July 1st, according to the newest rules, interns (1st year residents) can't work shifts longer than 16 hours. The 80 hour law still applies, as well as the rule saying that one in every 7 days should be free of clinical duties.

I started my residency with one month of "night float" rotation. After three nights I've already clocked in 44 hours! But what my job is about, and my first impressions of it is going to be a topic for another entry :).

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Muszę się odezwać tym razem. Czytam Twojego bloga od niedawna, nadrobiłam zaległości w czytaniu pierwszych postów i obecnie jestem na bieżąco. Ja jestem pielęganiarką, zaczęłam pracować od razu po uzyskaniu tytułu licencjata na studiach, kontynuuję studia mgr z pielęgniarstwa i pracuję. Kiedyś marzyłam o studiach medycznych w USA. Teraz marznie to powraca. Czy jest to możliwe, żeby dostać się na te studia? Mam na mysli to, że studiuję w Polsce, jestem pielęgniarką i nie kształciłam się nigdy w Stanach. Czy byłoby mi łatwiej dostać się, gdybym popracowała jako pielęgniarka w USA? Pozdrawiam, Milena

thern pisze...

80 godzin to i tak dużo jak dla mnie:) a nocka za nocką to już ciężko. Pamietam, jak pracowałam kiedyś w hotelu i w tyg zdarzały się 2 nocki, ale nie jedna za drugą, tylko za 2-3 dni, to i tak mi było ciężko nie spać. No ale w szpitalu wiecej się dzieje niż na recepcji;-)

madkasia pisze...

Anonimowa - z tego co wiem bycie pielegniarka nie pomaga tutaj w dostaniu sie na studia medyczne/ lekarskie. Oczekiwania sa takie same jak w stosunku do kazdego innego aplikanta z ulicy. tutaj zeby isc na medycyne trzeba skonczyc studia magisterskie (bachelor's degree). z wlasnego doswiadczenia wiem ze raczej trudno jest sie dostac na studia medyczne/ lekarskie po polskich studiach. Ja mialam studia z polski i drugi raz poszlam na studia tutaj, zanim dostalam sie na medycyne.
jesli jednak masz na mysli studia pielegniarskie to... nie mam zandych odpowiedzi... po prostu sie nie orientuje.