"The longer I live, the more I realize the impact of attitude on life. Attitude is more important than facts. It is more important than the past, than education, than money, than circumstances, than failures, than successes, than what other people think or say or do. It is more important than appearance, giftedness, or skill. It will make or break a company... a church... a home. The remarkable think is we have a choice every day regarding the attitude we will embrace for that day. We cannot change our past... we cannot change the fact that people will act in a certain way. We cannot change the inevitable. The only thing we can do is play on the one string we have, and that is our attitude. I am convinced that life is 10% what happens to me and 90% how I react to it. And so it is with you... we are in charge of our attitudes." (from 'Attitude' by Charles Swindoll)

niedziela, 13 września 2009

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że w moim blogu zupełnie zignorowałam mój ogródek. Co prawda teraz już powoli podumiera, i wygląda że z ostatniego plonu pomidorów nic nie wyjdzie, bo dni są za chłodne i za mało słońca żeby się zaczerwieniły; ale muszę przyznać że jak na pierwszy raz spisałam się nie najgorzej w roli ogrodnika.
Całe lato miałam świeże warzywka na własne potrzeby. Najlepiej rosły pomidory, ogórki i zioła. Ostra paryka, która wciąż suszy się w oknie w kuchni też ładnie rosła. Ale zwykła czerwona i zielona papryka (tzw. „bell peppers“), dopiero zaczęła rosnąć jak już całkowicie się poddałam, zostawiłam ogródek na tydzień bez podlewania w okresie największej suszy i pojechałam do Kalifornii. Byłam przekonana że po powrocie będę musiała wyrwać uschnięte krzaki papryki a tu czekała na mnie niespodzianka… na każdym krzaku kilka malutkich papryczek, które bardzo ładnie dojrzały w ciągu kolejnych tygodni!









Postanowiłam że w przyszłym roku zasadzę zioła w donicach na tarasie. Wtedy w ogródku będzie więcej miejsca na warzywa… no i nie będe musiała przemakać do suchej nitki za każdym razem kiedy potrzebuję trochę bazylii czy tymianku. Jakoś tak się złożyło w tym roku że za każdym razem jak potrzebowałam ziół, to akurat tak lało że po powrocie z ogródka musiałam się przebierać w suche ubrania ☺.

A skoro już przy gotowaniu to muszę przyznać że mało rzeczy sprawia mi tyle radości i satysfkacji co krzątanie się po kuchnii, próbowanie nowych przepisów i… jedzenie. Na urodziny przyjaciele sprawili mi książkę kucharską Jamiego Olivera i… na nowo odkryłam moją pasję! Przepisy są niesamowite i zawsze wychodzą! (Dzięki Stefany!!!)
Już profesjonalnym kucharzem nie zostanę… za dużo czasu w życiu spędziłam w różnego rodzaju szkołach, i lekarz to ostateczna decyzja, ale moim marzeniem jest żeby kiedyś móc zapisać się w czasie wakacji do prawdziwej szkoły kulinarnej i w ciągu kilku tygodni zgłębiać tajniki kuchni!

Na koniec zdjęcie mojego tegorocznego „debiutu wekowego“. Dżemy wyszły niesamowite! To tylko namiastka – bo w sumie zrobiłam około 60 słoików!

1 komentarz:

thern pisze...

co prawda zdjęcia już widziałam, ale powiem jeszcze raz- gratuluję tego ogródka i wszystkich zbiorów!!!
No i tych dżemów, aż ślinka leci na sam widok słoiczków :))